Wywiady

Jestem liderką i… coraz lepszą szefową! – wywiad z Alicją Doering

Ewa Anna Baryłkiewicz
Alicja Doering

Wrażliwa, subtelna, pełna empatii – czy taka kobieta może być prężną bizneswoman?! Oczywiście! Alicja Doering jest tego najlepszym przykładem!

Gdy otworzyła w Luzinie gabinet urody, miała mnóstwo klientów, ale… każdy pytał o rabat. Aby utrzymać firmę, pracowała na akord i ponad siły. W domu była gościem, co pogorszyło jej relacje rodzinne i wpędziło ją w stany depresyjne. Znalazła jednak w sobie odwagę, aby poprosić o pomoc psychologa.

A w momencie kulminacji zawodowych problemów natknęła się na post Coraz Lepszej Firmy. – On zmienił całe moje życie! – opowiada z uśmiechem właścicielka gabinetu kosmetologicznego Professional & Beauty. – Przy wsparciu CLF buduję swoje marzenie.


Niełatwo było Pani znaleźć czas na tę rozmowę, ale… to chyba dobry znak? Skoro w firmie tak dużo się dzieje, jest Pani w ferworze obowiązków, klientów Pani nie brakuje?

Ferwor jest, z klientami trochę gorzej, niestety… Ale to jest akurat spowodowane tym, że jakiś czas temu postanowiłam mocno zmienić profil swojej działalności, skupiając się na zabiegach zaawansowanych technologicznie, co siłą rzeczy zweryfikowało moich klientów. Wielu z nich po prostu ode mnie odeszło.

Zrezygnowałam z takich usług jak na przykład manicure (to była moja największa zmora, a w okresie pandemicznym zajmowałam się właściwie tylko tym!), a wiadomo, że do salonów urody kobiety najczęściej przychodzą „na paznokcie”.

„Muszę się tyle napocić, by zarobić na utrzymanie firmy… Dość! Wolę robić zabiegi bardziej dochodowe, a jednocześnie rozwijać się jako kosmetolog” – zdecydowałam. Określiłam swoją nową grupę docelową i… właśnie jej szukam. Skupiam się na pracy koncepcyjnej – opracowuję strategię.

Czyli praktycznie buduje Pani firmę od nowa? Wyzwanie kreatywne, ale i ryzykowne…

Podjęłam je, bo chcę pracować na swoich zasadach. Gdy wprowadzałam te pierwsze zmiany, trochę ryzykowałam – dziś jestem z nich zadowolona, bo mocno ze mną rezonują.

A niedługo później – tak chyba miało być! – odebrałam telefon od konsultanta Coraz Lepszej Firmy, z propozycją skorzystania z Coraz Lepszego Doradztwa. Piotr Skopowski przyszedł do mnie w idealnym momencie! Współpraca z nim tak niesamowicie systematyzuje mi pracę i porządkuje pewne sprawy… On nie tylko podsuwa mi dobre rozwiązania, ale też pomaga mi je wdrożyć. A kiedy dopadają mnie jakieś wątpliwości, to… jeszcze mocniej przykręca śrubę – i dociska (śmiech), w pozytywnym tego słowa znaczeniu.

Dzięki niemu udało mi się dopracować niedokończone projekty i uruchomić te, które były martwym wytworem, czyli zostały wprowadzone dawno temu, ale nie funkcjonowały tak, jak powinny. I z nową siłą ruszyłam z miejsca! Uważam, że Coraz Lepsze Doradztwo to rewelacyjne rozwiązanie dla przedsiębiorców. Mnie dodało skrzydeł!

Działając w sektorze beauty & care, będzie je Pani mogła rozwinąć! Polki chyba coraz chętniej korzystają z różnych zabiegów hi-tech, otwierają się na nowinki z kosmetologii?

Jak najbardziej! Uważam, że jednym z priorytetów w życiu każdej kobiety, która się rozwija i chce osiągnąć sukces, jest dobry wygląd, bo on daje pewność siebie, sprawia, że nie boimy się iść naprzód i sięgać po więcej. Widzę to również po moich klientkach, które są coraz bardziej świadome możliwości nowoczesnej kosmetologii, dopytują o pewne rozwiązania.

Co więcej: widzę też dużą zmianę w podejściu do samych zabiegów. Holizm kosmetologiczny jest mile widziany przez klientów. Dzisiaj do człowieka podchodzimy holistycznie, bo przecież na stan jego skóry składa się i zdrowe odżywianie, i suplementacja, i styl życia, i balans między pracą a życiem prywatnym, i sport lub jakaś aktywność fizyczna, i pielęgnacja – zarówno domowa, jak i gabinetowa. I to jest właśnie to, czym chcę się teraz zajmować w swoim salonie.

Myślę, że dzięki temu nie tylko pięknie rozwinę firmę, ale zbuduję markę, o jakiej zawsze marzyłam.

Jak ten holizm kosmetologiczny wygląda w Pani firmie? Od czego zaczyna Pani pracę?

Od obszernego wywiadu z klientem, podczas którego przyglądamy się problemowi, z którym przychodzi, przez pryzmat jego trybu życia. Jako że mamy dobry sprzęt np. do diagnostyki obrazowej, często odsyłamy klientów na przesiewowe badania laboratoryjne, by upewnić się, czy dany zabieg możemy wykonywać bezpiecznie, w sensie: czy organizm będzie miał potem potencjał do regeneracji. Zalecamy też klientom odpowiednią suplementację. I kierujemy ich na badanie niedoborów: sprawdzamy potrzeby skóry, aby lepiej określić cele pielęgnacji.

Jako szefowa dbam o rozwój gabinetu pod kątem technologii, ale i wiedzy moich kosmetologów w szerokim tego słowa znaczeniu. Ponieważ mam jeszcze dwie duże powierzchnie, od dawna marzę o tym, aby wynająć je lekarzom takich specjalizacji jak endokrynologia, dermatologia, ewentualnie ginekologia. Planuję także podstawową diagnostykę laboratoryjną i punkt poboru krwi. Już zrobiłam w tym kierunku pewne kroki – zostaje kwestia znalezienia specjalistów.


Wygląda na to, że gabinet kosmetologiczny zamieni się w… centrum zdrowia i urody?

Dokładnie! (Śmiech). I wielka w tym zasługa Piotrka, mojego Coraz Lepszego Doradcy. W czasie, kiedy powątpiewałam w swoje możliwości, bo nie udawało mi się działać skutecznie, przekonywał mnie, że muszę rozwijać swoją firmę pod kątem wielowarstwowości biznesu, czyli absolutnie wykluczyć pomysł, by wynająć powierzchnię zewnętrznym firmom, które zupełnie do mnie nie pasują. (Bo w pewnym momencie chciałam się poddać i udostępnić ją jakiejkolwiek firmie, nawet niezwiązanej z moją działalnością, by przynajmniej to miejsce na siebie zarabiało).

Dzisiaj wiem, że marzenia się nie spełniają, tylko… marzenia się spełnia! I konsekwentnie do tego dążę, dzięki ogromnemu wsparciu mojego Coraz Lepszego Doradcy.

No właśnie, jak go Pani spotkała? Albo zapytam szerzej: jak znalazła Pani Coraz Lepszą Firmę, jakie wydarzenie w życiu sprawiło, że zdecydowała się Pani poprosić ją o pomoc?

Kiedyś, przez przypadek, natrafiłam na jakieś posty CLF na Facebooku. Przeczytałam jeden, potem drugi, trzeci… A czytając je, czułam się tak, jakby ktoś pisał je o mnie, jakby znał moje problemy! Te wszystkie tipy, które były w nich zawarte, bardzo mocno do mnie przemówiły.

Wie pani, ja bardzo mocno zapętliłam się w mojej pracy. Był czas, że pracowałam ponad siły, mając dwoje małych dzieci i dom na głowie. Nie umiałam ani zarządzać firmą, ani – przede wszystkim! – sobą, swoim czasem. Myślałam, że moje życie zawsze będzie tak wyglądało, że będę harować bez żadnych przyjemności, że będę niewolnikiem swojego miejsca pracy.

Był taki moment, że się przeraziłam: Moje dziecko płakało w nocy, leżąc obok mnie, a ja go nie słyszałam, tak byłam zmęczona. A to wszystko przez moją wysoką odpowiedzialność. No i pracoholizm. Przestałam o siebie dbać, co spowodowało, że byłam nieszczęśliwa. A do tego ta trudna sytuacja z pracownikami…

Uczyłam się fachu: kosmetologii i podologii, a nie tego, jak kierować ludźmi i zarządzać firmą! Wszystko mnie przytłoczyło! Działo się to w czasie, gdy jeszcze wynajmowałam gabinet i płaciłam za niego krocie. Żeby zarobić na czynsz, musiałam bardzo dużo i ciężko pracować.

Co gorsza – miałam poczucie, że nie mogę oczekiwać od moich pracowników wsparcia, nie mogę zlecać im dodatkowych zadań, tylko niezbędne minimum – a najlepiej żebym wszystko za nich zrobiła – inaczej zrezygnują z pracy. Bałam się, że odejdą.

Czułam, że potrzebuję dużej zmiany w życiu, zwrotu o 180 stopni. W tym czasie budowałam z mężem własny gabinet. A gdy zobaczyłam, jak piękny nam wyszedł, obiecałam sobie, że nie pozwolę na to, żeby przypominał ten, w którym harowałam.

Wiedziałam, że muszę (a przede wszystkim chcę!) mieć czas dla siebie i rodziny – bo nie dość, że byłam w domu gościem, to jeszcze każdą wolną chwilę wyrywałam bliskim na to, aby się doszkalać, rozwijać, douczać…

Widziałam, ile szkoleń Pani przeszła! Wykupiła już Pani wszystko, co się dało w CLF? (Śmiech).

…A zaczęło się od tego jednego wpisu na Facebooku (śmiech). To był naprawdę trudny czas i mocno odcisnął na mnie swoje piętno. Ale to on spowodował, że uciekłam w posty CLF-u, a czytając je, chciałam więcej, więcej i więcej. Tak, chyba zaliczyłam już wszystkie kursy. No i cykl pięciu zaawansowanych programów szkoleniowych: Machina Produkująca Klientów, Zwycięski Marketing, Sprzedaż Uwolniona, Niewidzialna Przewaga i Uwolnij Firmę. Wszystko przerabiałam, wychodząc z psem do lasu albo jadąc samochodem. Krok po kroku zmieniałam swoją firmę.

A dziś moje życie wygląda zupełnie inaczej! Pracuję tak, jak sobie wymarzyłam: mniej i lżej, a przy tym dużo ciekawiej, bo rozwijam się i mam więcej czasu dla najbliższych. Jestem więc dobrym przykładem na to, że trzeba walczyć o siebie i konsekwentnie realizować to, co sobie założyliśmy – i w pracy, i w życiu.

Dobrze mieć także wsparcie dobrego mentora. Mnie rozmowy z Piotrem z CLF niesamowicie pomogły, i pomagają nadal, w rozwoju firmy. To jest aż nieprawdopodobne – wie pani, kiedy zrozumiałam, że chcę czegoś więcej od życia, to… nagle to „coś” się w nim pojawiło! Po prostu, wszystko dzieje się w odpowiednim czasie.

A może to „coś” pojawiło się dlatego, że była już Pani otwarta i… sama to przyciągnęła?

To też prawda! Powiem więcej: połączyłam przyjemne z pożytecznym, bo uwielbiam kontakt z przyrodą, to jest mój sposób na rozładowanie stresu. Chodziłam na spacery z psem, słuchałam kursów, chłonęłam je i podekscytowana kupowałam kolejne. Później doszły mi lekcje z Programu Rozwoju, zresztą mocno z nimi skorelowane – proste ćwiczenia, które można zrobić w książeczkach, w ramach uporządkowania swojej wiedzy. Tak mnie te rzeczy wciągnęły!

W czasie pandemii zaliczyłam też CLF-owy Osobisty Kompas Rozwoju – i to było jakby ponowne zetknięcie się z pracą nad sobą, dotknięcie głębszych problemów, demonów przeszłości, które nie pozwalały mi iść dalej, blokowały mnie.

Te spotkania sprawiły, że coś się we mnie otworzyło. Z tego powodu rozpoczęłam współpracę z psychologiem behawiorystą, aby poznać samą siebie, odkryć, co mnie hamuje i ogranicza, także w relacjach z ludźmi. To już poza pracą z CLF-em.

W pandemii stoczyła więc Pani podwójną walkę: o firmę i o siebie?

Musiałam, bo przerażała mnie ta sytuacja. Czułam się tak, jakbym wpadła w otchłań. Jakbym była sama na tym świecie. Jakbym tkwiła w jakiejś pomroczności jasnej.

Moja pierwsza myśl to nie była idea zwalniania pracowników, tylko chęć ratowania wszystkich. Kontaktowałam się z nimi na bieżąco, przekazując rozmowy z księgową – ostrożnie, bo wiedziałam, że pochopne decyzje mogą przyczynić się do tego, że nie będę miała z kim później pracować. Myślałam o tym, że ci ludzie mają rodziny i zobowiązania – i nie chciałam zostawić ich na lodzie, żeby ochronić siebie.

Nie wszyscy rozumieli, że czas covidowy jest trudny również dla mnie jako pracodawcy. Dostaliśmy pomocowe pakiety od rządu – pensje były wprawdzie minimalne, ale pozwoliły nam przetrwać ten czas.

A szkolenia CLF-u pomogły mi myśleć perspektywicznie. Dzięki nim otworzyłam sklep internetowy i zaczęłam sprzedawać vouchery i bony na zabiegi, które też mnie ratowały. Od tego czasu dużo udzielam się w social mediach, dbam o zasięgi.

Lepiej chuchać na zimne?

Absolutnie! Teraz też jest trudny czas – wojna w Ukrainie, inflacja, zła sytuacja gospodarcza naszego kraju. Gdy spadła nam liczba klientów, moja pierwsza myśl była taka: „Zaczyna się akcja: oszczędzanie!”, ale szybko doszło do mnie, że jeśli skupię się na tym, co dzieje się tu i teraz, po raz kolejny utknę w miejscu, a ja chcę iść naprzód. Przestałam straszyć samą siebie, słuchać wiadomości napędzających spiralę.

Myślę bardziej w kategoriach: „Ok, nie wygląda to dobrze, ale problem dotyka wszystkich przedsiębiorców. Trzeba walczyć, szukać alternatyw, działać, a nie siedzieć w swojej strefie komfortu, w ciepłym fotelu pod kocem, i czekać aż to minie. Bo takie sytuacje będą zawsze”.

Wbrew pozorom jest Pani silna. Niejeden pracodawca już by się poddał albo wypalił.

Z perspektywy czasu mogę powiedzieć: tak, przeżyłam wypalenie zawodowe. Odchodzili ode mnie pracownicy, a ja nie miałam pojęcia, dlaczego. „Może coś robię źle?”, przyjmowałam to bardzo personalnie. „Może jestem złym pracodawcą? Czymś muszę ich zrażać, skoro nie chcą ze mną pracować”. Ubolewałam nad tym, że nie potrafię znaleźć prawdziwej przyczyny, dla której mnie zostawiają, i że nie wiem, jak to zmienić. Miałam moment załamania nerwowego – może nawet lekką depresję – kiedy było mi już wszystko jedno, co się stanie.

Jeszcze przed podjęciem współpracy z CLF-em wybrałam się do Olsztyna na spotkanie z coachem, którego poznałam kiedyś na szkoleniu dla kosmetologów. I to właśnie on – Marek Hajduczenia – jako pierwszy pokazał mi ciekawe tipy, zorganizował ze mną rekrutację w mojej firmie i wyjaśnił, co powinnam robić, a czego nie, żeby utrzymać pracowników i być dobrą szefową. I nagle ta „pomroczność jasna” zaczęła ustępować! Pokazał mi właściwy kierunek, za co jestem mu niezwykle wdzięczna.

A później, na szczęście, sztuczna inteligencja podsunęła mi CLF.

Pamięta Pani moment przełomowy w firmie? Kiedy dostrzegła Pani światełko w tunelu?

Pamiętam, że kiedy w pandemii zadzwoniła do mnie pani Kamila Młodzianko z CLF, to… po prostu się rozpłakałam, na środku sklepu, bo z taką empatią zaczęła mnie wypytywać o moje problemy… Poczułam takie wsparcie…

A jeśli chodzi o wychodzenie z ciemności – właśnie te niekończące się kursy Coraz Lepszej Firmy dodawały mi optymizmu. Nawet hurraoptymizmu. Uzmysłowiły mi, że wszystko zależy od naszego nastawienia. Bo każdy sukces – ale i porażkę – projektujemy w głowie.

Krok po kroku wprowadzałam więc w firmie zmiany i… one działały! Wszystkiego, co dziś wiem o tym biznesie, nauczyłam się na lekcjach Programu Rozwoju. Lekcja o zdobywaniu klientów i lekcja Pięć kroków do lepszych negocjacji – dały mi tyle do myślenia…

Czego nowego dowiedziała się z nich Pani o prowadzeniu firmy, a może nawet… o sobie?

Choćby tego, jak budować pozytywny kontakt z pracownikami – żeby dbać o nich, podlewać jak kwiatki, poświęcać im uwagę. Nigdy nie pomyślałabym, że najlepsze informacje mogę zdobyć, rozmawiając face to face ze swoim pracownikiem, który mi powie, czego się boi, co lubi robić, czego nie czuje i chciałby w jakiś sposób zmienić.

Inna rzecz – wdrażanie nowych pracowników w procedury: robiłam to źle! Podczas Kompasu wyszło na jaw, że mam skłonność do niemieckiego drylu (śmiech) – wszystko ma być jak w armii, na baczność. Jestem perfekcjonistką, a jak sobie coś zaplanuję, muszę to zrealizować i już. Czasami jednak pilnowałam tego z raniącą agresją, a nie ze wspierającą empatią.

Musiałam więc nauczyć się tylu rzeczy! I wdrażałam je, zgodnie z japońską filozofią kaizen, małymi krokami. Dotarło do mnie, że nie mogę oczekiwać od mojej ekipy perfekcji, tylko rozwoju i postępów. I widziałam je! Zaczęłam przyciągać takich ludzi, jakich zawsze chciałam mieć w firmie. I to też było dla mnie punktem zwrotnym: świadomość, że mam pracowników, którzy potrafią mnie wspierać.

Jest Pani bardzo wrażliwą osobą. To wielka zaleta, ale… chyba bywa też utrudnieniem?

Niestety. Mocno przywiązuję się do ludzi – kiedy kogoś tracę, choruję. Czuję się jak balonik, z którego zeszło powietrze. Teraz już jest lepiej, bo pracuję nad sobą. Ale dotąd… Ktoś chciał odejść z firmy, spróbować sił w innej pracy, ja odczuwałam to jako porzucenie. Jestem emocjonalna, a ta cecha faktycznie nie pomaga w pracy. W kontakcie z klientem też.

Właśnie! Nie jest tak, że do salonów urody kobiety wpadają niejako na „psychoterapię”?

Tak to właśnie wygląda – i u mnie, i u moich kosmetyczek, i podolożek. Zaczynamy zabieg, a kiedy klientki poczują się dobrze, zaczynają się przed nami otwierać, opowiadać o tym, co je męczy, gryzie i tłamsi. Potrzebują, żeby ktoś ich wysłuchał, rozumiem, ale dla nas to jest tak obciążające…

Do niedawna zatapiałam się w ich historiach, przeżywałam je mocno i długi czas nosiłam w sobie – teraz słucham, ale staram się nie brać wszystkiego na swoje barki. Nie dziwię się psychologom, że korzystają z superwizji, muszą zrzucić z siebie problemy swoich pacjentów, odciąć się od nich. Ja też przestałam w końcu przyjmować cudzy bagaż. Moje sesje z psychologiem także pod tym względem były mi bardzo potrzebne – abym skupiła się na sobie i swoim życiu. I nauczyła się oddzielać pracę od domu.

Ta umiejętność przydaje się w każdej pracy. Ale w Pani fachu granica jest cienka, bo i kontakt jest bliższy. A klient łatwiej się otwiera, jeżeli ktoś poświęca mu czas i uwagę.

Myślę, że to jest clue – czas i uwaga! Dzisiaj ludzie bardzo ich potrzebują. I dlatego w mojej pracy tak ważna jest koncentracja na kliencie. Chcę, by poczuł, że poświęcamy mu całą naszą uwagę, że pochylamy się nad nim, bo jest dla nas ważny. Aby przekonał się, że nie traktujemy jego problemu wyłącznie jako sposobu na zarabianie pieniędzy – to jest wypadkowa tej pracy, wiadomo – i dostrzegł różnicę między moim gabinetem a gabinetem pani Krysi na osiedlu.

Skoro o Luzinie mowa – czy w małej społeczności…

O, nie takiej małej – mamy tu 17 000 mieszkańców! (Śmiech). No, ale generalnie jest to wieś. Wieś, która mogłaby dostać prawa miejskie, tyle że nikt ich tu nie chce. Wiadomo: podatki.

…można liczyć na dobre wpływy? Zakładając działalność, nie bała się Pani stagnacji?

Gdy otwierałam gabinet, miałam poczucie, że nie mogę nikomu odmawiać. Zapędziłam się w kozi róg, bo – jak mówiłam – zamiast poświęcić więcej uwagi sobie i firmie, wyznaczyć rytm dnia i mieć czas na to, by się czegoś napić, coś zjeść, pracowałam bez przerwy, czego klientki i tak nie doceniały.

Cóż… nie szanowałam siebie, więc one też mnie nie szanowały – spóźniały się, odwoływały wizyty i nalegały: „Proszę mnie jakoś wcisnąć”. Mój gabinet był wtedy jedynym w Luzinie, więc miałam ogromny popyt na swoje usługi i stos kartek z nazwiskami pań, które zapisywały się na listę rezerwową. „Jak tylko coś się zwolni, proszę dzwonić!”, słyszałam.

W momencie, kiedy zajęłam się zabiegami hi-techowymi (konturowanie sylwetki, dermatozy, terapie spowalniające proces starzenia – to jest w tej chwili mój konik), zawęziłam swój „las klientów”.

Zrozumiałam też, że klient z Luzina, w ogóle z małej miejscowości, to nie jest mój docelowy klient, bo on cały czas wypytuje mnie o rabat, a ja mam na końcu języka: „Rabat to stolica Maroko” (śmiech).

Nie! Nie daję rabatów, nie chcę, by mój Facebook i Instagram były profilami robiącymi nieustającą promocję. Niestety, tutaj nie utrzyma się nawet kawiarnia, bo ludzie przeliczają, że za filiżankę kawy mogliby kupić w sklepie paczkę. Jestem stąd i szanuję moich współmieszkańców, ale… wiem, że postrzegają mój salon jako najdroższy w Luzinie.

Ekskluzywny?

Aż sama nie wierzę, że to mówię, ale… tak właśnie go oceniam! I dla takich klientów, którzy nie liczą każdej złotówki, chcę teraz pracować. Wiem, że – razem z Piotrem – uda mi się ich znaleźć. Powiem może tak: tanio skóry nie sprzedam (śmiech).

Coraz bardziej szanuję siebie i zaczynam walczyć o markę. Kiedyś, gdy klient zgłaszał reklamację, z góry przyznawałam mu rację, szukając winnego w sobie lub pracownikach, co nas wszystkich kosztowało sporo nerwów. A dzisiaj ze spokojem staram się zagłębić w temat, a potem porozmawiać z jedną i drugą stroną, żeby zdobyć pełny obraz sytuacji i się do niego ustosunkować.

Już nie wychodzę z założenia: „klient ma zawsze rację”, bo… wcale tak nie jest! Wiem, co mówię. Ostatnio mierzę się z tak roszczeniowym podejściem ze strony klientów… Kiedyś nie miałam z tym problemu, a teraz – właśnie przez to, że mój salon wygląda ekskluzywnie – klienci próbują wyłudzać ode mnie pieniądze.

Alicja Doering, Professional & Beauty
Jak to „wyłudzać”?!

Dla mnie to też jest szok! Podam przykład: postawiłam przy wjeździe do Luzina billboard, na którym widać paznokieć klientki. A ona oskarżyła nas o wykorzystanie wizerunku (jakiego?!) – mimo że podpisała zgodę, że możemy pokazać efekt zabiegu! Inna sytuacja: klient zapisał się na laser frakcyjny-ablacyjny, chciał usunąć zmiany na skórze – wyjaśniłam, że jednym zabiegiem nie będziemy w stanie go usatysfakcjonować; żeby był pożądany efekt, musi wziąć ich serię. No ale się uparł! Podpisał zgodę – zrobiliśmy. Miesiąc później dostałam informację z terminala płatniczego, że… mam przedstawić procedurę wykonania zabiegu, bo klient jest z niego niezadowolony i żąda zwrotu pieniędzy.

Takich sytuacji było już kilka. I zrozumiałam, że jeśli się ugnę, to będzie ich więcej, bo nieuczciwi ludzie zaczną mnie wykorzystywać pod byle pretekstem. Jestem profesjonalna, nie mam sobie – ani pracownikom – nic do zarzucenia. Przekazałam sprawy prawniczce. „Poraża mnie twoja siła – powiedziała mi moja menadżerka. – Ja już dawno zapłaciłabym tym ludziom, by się pozbyć stresu”. (Śmiech). O nie! Nie dam się zastraszyć sądem – jeżeli będzie trzeba, pójdę do niego. I będę tak długo walczyć, aż wygram.

Brawo! To chyba najlepiej obrazuje, jak Pani urosła jako szefowa, jak się wzmocniła.

„Wzmocniła”– to dobre słowo! Uwierzyłam w siebie. Myślę, że ma to związek z dojrzałością emocjonalną, bo chociaż jestem kobietą, czułam się jakbym była dziewczynką. Najpierw tę siłę poruszył we mnie coach, a potem doradcy Coraz Lepszej Firmy. Efekt kuli śnieżnej…

Na tym etapie weszłam w terapię behawioralną, która trwa do dziś. Pani psycholog ostatnio mi powiedziała, że nigdy nie miała tak zmotywowanej klientki (bo ja robię wszystko od A do Z – jestem pilna i zadaniowa!), że jestem jej jedyną podopieczną, która nie opuściła żadnej sesji.

Zawsze była Pani prymuską?

Zawsze! A rozwój i samodoskonalenie to jedna z pięciu wartości Coraz Lepszego Pracodawcy.

A te cztery pozostałe to…

…współpraca – nie rywalizacja, odpowiedzialność, szczerość oraz koncentracja na kliencie i jego potrzebach. Tutaj właśnie chodzi o to holistyczne podejście do człowieka. Coś, co lubię.

Podgląda Pani konkurencję? Skąd czerpie Pani najlepszą inspirację do rozwoju firmy?

Najwięcej inspiracji – i mówię to z czystym sumieniem, bez żadnego kadzenia! – otrzymuję dzięki Coraz Lepszemu Doradztwu. Piotrek „sprzedaje” mi tak wspaniałe tipy i podpowiada, gdzie mogę poszukać nowej wiedzy. Uważam, że równie świetne jest też forum Coraz Lepszej Firmy. Fantastyczna grupa!

Ostatnio zainteresował mnie temat działania agencji reklamowych – chciałabym zdjąć z siebie i pracowników obowiązki związane z promowaniem firmy – więc rzuciłam na forum hasło „marketing internetowy” i… inni pracodawcy zaczęli się odzywać, pomysły przypływają do mnie same! To jest świetne źródło wiedzy – rzetelnej i sprawdzonej.

Na bieżąco śledzę także social media innych firm, nie tylko z sektora beauty. Mocno rozwija mnie również czytanie książek, które poleca mi Piotr – takich jak np. Szef wymagający, szef wyrozumiały, Jak Google, Gates i Bono trzęsą światem dzięki metodzie OKR. Aktualnie czytam Liderzy jedzą na końcu – to też świetna rzecz!

Pochłaniam te lektury, a psychologia biznesu jest dla mnie prawdziwą petardą! Od czasu do czasu sięgam też po biografie znanych ludzi, ostatnio czytałam o Helenie Rubinstein, lubię też „Wysokie Obcasy”, także pod kątem znanych osobistości.

Czyli lubi Pani czytać o silnych kobietach, które prowadziły swoje biznesy?

…i świetnie dały sobie radę, tak! Ludzie często myślą, że ci, którzy osiągnęli sukces, nic nie robią, tylko spijają śmietankę, prowadząc lukratywne, beztroskie życie. Nie wiedzą, czym ów sukces jest okupiony!

Ja walczyłam o firmę, płacąc zdrowiem, pogorszeniem relacji z dziećmi i mężem, bo moja ciągła nieobecność rodziła eskalację napięć. A ja przecież harowałam, aby mojej rodzinie lepiej się żyło! Był moment, że nie miałam spokoju ani w domu, ani w pracy… Chaos, zmęczenie, frustracja. „Co jest ze mną nie tak?!”– robiłam sobie krzywdę myśleniem, że jestem beznadziejna. Wyniszczałam się – dlatego praca nad sobą była mi tak bardzo potrzebna.

To była (i jest!) odważna i fascynująca podróż w głąb siebie. Jak jeszcze Panią zmieniła?

Na pewno jestem teraz silniejsza, na zasadzie: co mnie nie zabije, to mnie wzmocni. Coraz bardziej ufam sobie – i ta pewność siebie chyba najmocniej dziś we mnie wybrzmiewa, bo do tej pory, podejmując każdą decyzję, musiałam się w niej utwierdzić, pytając o zdanie innych.

Odkryłam też, że… nie jestem złą szefową. Uśmiałam się, kiedy usłyszałam od Pawła Królaka (szefa Coraz Lepszej Firmy – przyp. red.): „Też byłem kiedyś podłym szefem”. Trochę mnie to pocieszyło (śmiech).

Cóż… byłam podła, bo myślałam w kategoriach: „skoro ja pracuję po godzinach i nie czuję się zmęczona (czułam się, ale to ukrywałam!), oni też by mogli”. Dziś już tego nie robię. Wiem, jak ważny jest balans między życiem a pracą. I gra zespołowa w firmie.

Czuje się Pani liderką? Bo tak właśnie Pani brzmi.

Może to mało skromne, ale… tak, czuję się liderką. (Kiedyś bym tego nie powiedziała!) Dbam o ludzi, których zatrudniam. Daję im dobry przykład. Jeżeli coś nie wyjdzie, wyciągam naukę na przyszłość. Wciąż się uczę, ale… robię postępy.

Teraz na przykład, w tym trudnym czasie, odchodzi z firmy moja menadżerka. Podcięło mi to skrzydła, ale – aż jestem zdziwiona swoją reakcją! – przyjęłam jej decyzję z akceptacją i zrozumieniem. Życzę jej szczęścia i… idę dalej – drogą, którą sobie wyznaczyłam. A że czasem się na niej potknę… Małgosia Trzaskowska, kolejny coach, z którym przerobiłam wiele lekcji rozwoju osobistego i próbowałam łączyć działalność, mawia: „Upadłaś? Wstań! Popraw koronę i idź dalej!”.

A może idźcie razem? Pomysł na podwójną terapię, dla ciała i duszy, jest świetny!

Nie wypalił. Niestety, w Luzinie środowisko jest dość hermetyczne. Najpierw była pandemia, więc Małgosia nie mogła przyjechać i zorganizować terapii. Później podjęłyśmy próbę, ale… nie mogłam znaleźć ochotniczek.

Kobiety wstydzą się mówić o sprawach intymnych, boją się, że ktoś je wyśmieje lub – co gorsza – ich problemy wypłyną na zewnątrz. Powiem pani szczerze, że czasem widzę w nich siebie – są tak zalęknione, zapętlone, zagubione w życiu…

Terapia jest tu najlepszym rozwiązaniem. Wiem to z autopsji. Może gdyby mogły spotkać się z Gosią sam na sam, łatwiej byłoby im się otworzyć? Gdy rozszerzę firmę o gabinet psychologa, będę je tam odsyłać na prywatne sesje. Taki mam plan i wierzę, że teraz uda mi się go zrealizować.

Może więc krach, który nastąpił w Pani życiu, był po to, by narodziła się bizneswoman?

Dokładnie! Idąc tokiem myślenia CLF-u: można wybić się na sytuacjach kryzysowych. No, może „wybić się” brzmi zbyt egoistycznie, więc… Powiem inaczej: niesamowicie podoba mi się hasło spotkania biznesowego dla przedsiębiorców należących do Coraz Lepszej Firmy (na które się zapisałam): „Gdy nadejdzie zima w gospodarce, będziesz tym, który marznie, czy tym, który jeździ na nartach?”. Przeczytałam je i… od razu pojawił mi się uśmiech na twarzy. Taaak, o to właśnie chodzi! Chcę jeździć na nartach! Niezależnie od sytuacji.

Pozostaje mi życzyć ośnieżonych stoków! Dziękuję, że podzieliła się Pani swoją historią.
Rozmawiała Ewa Anna Baryłkiewicz

POBIERZ BEZPŁATNY (0 zł) PORADNIK

„Przebudzenie Przedsiębiorcy”

7 ważnych lekcji dla każdego właściciela (małej) firmy



  • Jak zmienić ciągłe "gaszenie pożarów" w firmie w stabilny wzrost,
  • 3 proste (i skuteczne) narzędzia, które sprawią, że Twoi pracownicy zawsze będą wiedzieli co i jak mają zrobić,
  • 5 kluczowych elementów strategii biznesowej, bez których nie osiągniesz wysokich zysków.

pp_new

Pobierając materiały, wyrażam zgodę na otrzymywanie newslettera i informacji handlowych od Coraz Lepszej Firmy.
Mogę cofnąć zgodę w każdej chwili. Dane będą przetwarzane do czasu cofnięcia zgody.
Ewa Anna Baryłkiewicz

Dziennikarka, redaktorka, autorka wielu tekstów i wywiadów, głównie z ludźmi kultury i największymi gwiazdami polskiego show-biznesu. Pracowała w wydawnictwach Bauer, Edipresse, ZPR Media, m.in. w Super Expressie, miesięczniku Zdrowie, Na Żywo, Dobrym Czasie. Publikowała w magazynach: Villa, Czas na wnętrze, Holistic Health, Olive, Sekrety Urody, Życie na gorąco, Poradnik Domowy, NAJ i wielu innych tytułach prasowych i internetowych. Przez ostatnie lata była freelancerką. Jest autorką dwóch autobiografii: W chmurach. Taniec, moje życie, o pasji i drodze zawodowej tancerza Stefano Terrazzino, oraz Urszula, powstałej we współpracy z wokalistką Urszulą Kasprzak. I powoli zaczyna pisać trzecią książkę...