Wywiady

Dwie rzeczy, które przyniosły mi najwięcej korzyści? Pokora i pokora – wywiad z Damianem Redmerem

Maciej Wojtas
damian3

Wywiad z Damianem Redmerem, założycielem serwisu Rozwojowiec.pl – Maksymalnie Praktyczny Rozwój Osobisty.

Zacznę klasycznie: kim chciałeś być, kiedy byłeś małym chłopcem?

Nie pamiętam, ale na pewno nie przedsiębiorcą.

W takim razie dlaczego wybrałeś ten „zawód”? I czy wykorzystujesz dziś w swojej pracy to, że kiedyś byłeś tancerzem?

Mam być szczery czy romantyczny?

Najpierw romantyczny, potem szczery.

Romantyczny: poczułem pragnienie w sercu. Czułem, że jestem do tego powołany i z pewnością nie byłbym tu, gdzie jestem, gdybym nie był tancerzem.

Szczery: Chyba rzadko kiedy założenie pierwszej firmy przed 30. rokiem życia jest przemyślaną, strategiczną decyzją. U mnie też taką nie było. Lubiłem zgłębiać wiedzę, lubiłem zdobywać nowe informacje. Tak jak fizycy pasjonują się odkrywaniem coraz lepiej natury otaczającego nas świata, tak ja pasjonowałem się odkrywaniem natury naszego umysłu. Firma zrodziła się z tego, że chciałem móc to robić na pełny etat. A że takich etatów nie widziałem, to sobie go stworzyłem.

Umiejętność tańca nie przydaje mi się w firmie. Nie tańczę nawet na naszych integracjach firmowych, więc raczej nie to trzyma ludzi w firmie (śmiech). Umiejętności poboczne, które nabyłem, ucząc się tańczyć i pokonując przy tym wiele wewnętrznych ograniczeń – bardzo się przydają. Jednak podobne umiejętności można zdobyć także na wiele innych sposobów, więc nie upatrywałbym czyjegoś braku tanecznej przeszłości jako ograniczenia do czegokolwiek poza samym tańcem.

W historiach innych ludzi bardzo lubię te momenty, w których ktoś wpada na pomysł, by zostać przedsiębiorcą. Jak to było w Twoim przypadku? Jak wpadłeś na pomysł na firmę? Czy zauważyłeś jakiś brak czegoś w swoim otoczeniu? Potrzebowałeś czegoś i zwróciłeś uwagę na to, że tego czegoś nie ma na rynku?

Można tak powiedzieć. Zobaczyłem po prostu, że nie mogę za bardzo ufać temu, co pisze się w wielu książkach, czy mówi na kursach z rozwoju osobistego. Zobaczyłem, że te informacje często są w konflikcie z naukowymi obserwacjami. W sensie – nauka i rzeczywistość swoje, a rozwój osobisty swoje.

A jak powiedział Richard Feynman, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie fizyki: Nie jest ważne, jak piękna jest twoja teoria, nie jest ważne, jak bystry jesteś ty sam. Jeśli się nie zgadza z wynikiem eksperymentu – jest błędna.

Wyruszyłem więc na poszukiwanie tego, co nie jest błędne według tej definicji.

Nie wiem, czy to pytanie będzie grzeczne, ale muszę je zadać. Urodziłeś się w 1988 roku – czy młody wiek jest w Twojej branży atutem czy przeszkodą?

Nie wydaje mi się, żeby wiek – poza jakimiś ekstremami, gdy mówimy np. o ryzyku demencji na starość czy umysłowej niedojrzałości za dziecka – był istotną zmienną w jakiejkolwiek branży wymagającej głównie pracy umysłowej.

Przynajmniej nie tak istotną jak wiedza, doświadczenie czy efekty w danym obszarze, a te wcale nie muszą korelować w jakikolwiek sposób z wiekiem. Chyba każdy zainteresowałby się bardziej biznesowymi wskazówkami np. 25-latka, który założył 3 firmy i pierwszą wprowadził na giełdę, niż 40-latka, który właśnie zakłada swój pierwszy biznes w życiu i przeczytał na ten temat jedną książkę.

Chyba że model biznesowy opiera się na przekonywaniu ludzi o wartości swoich produktów na podstawie nie ich efektów, tylko np. swojej prezencji i budowaniu marki osobistej. Wtedy – jasne – wiek może mieć spore znaczenie. Tylko to nie nasz model biznesowy.

A jaką radę dotyczącą rozwoju osobistego stosujesz w swoim życiu najczęściej? I jaka przyniosła ci najwięcej korzyści?

Pokora i pokora.

Nie powiem, podoba mi się to podejście!

Staram się ciągle zakładać, że czegoś nie wiem i nie widzę czegoś ważnego – zarówno w moim życiu prywatnym, jak i w biznesie – mimo że wszystkie uczucia mogą mi mówić, że jest świetnie, idealnie i to ten kierunek.

Nie będę w to wnikał, bo nie wiem, na ile jest to pożądane w tym miejscu, a na ten temat można mówić i mówić, i podawać naprawdę mocne przykłady zarówno ze świata biznesu, polityki, jak i ze sfery prywatnej. Nagraliśmy nawet darmową prezentację, która pokazuje rzeczywisty przykład, gdy zbytnia ufność swoim odczuciom (ang. gut feeling) przyczyniła się do śmierci tysięcy osób.

Z tego przeświadczenia wyrasta cała masa konsekwencji, nawyków osobistych i procesów w firmie, które wielokrotnie udowodniły swoją największą wartość. Na tym przekonaniu dosłownie staram się budować firmę.

Przejdźmy teraz do ćwiczeń na wyobraźnię. Otóż wyobraź sobie, że pisze do ciebie jakiś człowiek: „Jestem przedsiębiorcą. Nie mam na nic czasu. Za to wiecznie mam coś do zrobienia. Od czego powinienem zacząć powrót do normalności? Do normalnego, ustabilizowanego życia?”.
Co poradziłbyś mu w pierwszej kolejności?

(Śmiech).
Wiem, że to standardowe pytanie wielu osób, ale wyobraźmy sobie to w innej sytuacji i sprawa objawi się jako dużo prostsza: Przychodzi człowiek do lekarza i mówi mu, że ma temperaturę – co lekarz powinien poradzić mu w pierwszej kolejności?

Zanim przejdzie do porady , musi najpierw postawić diagnozę. Ten człowiek może mieć zwykłe przeziębienie, może mieć tyfus plamisty, może być zarówno śmiertelnie chory i umrzeć za 12 godzin, jak i być perfekcyjnie zdrowy, tylko np. przed chwilą skończył biegać.

Prawdziwie dobre rady będą więc zróżnicowane… mocno (śmiech).

Identycznie jest w przypadku braku czasu u przedsiębiorców. Spytałbym go w pierwszej kolejności, dlaczego nie ma czasu, i zacząłbym dopytywać o sposób jego pracy, o tryb jego życia, o model biznesowy, procesy w firmie, jak postrzega swoją pracę, życie, innych ludzi i tak dalej.

Przyczyny braku czasu zgłoszonego przez przedsiębiorcę mogą się wahać kosmicznie mocno. Tak jak przyczyny wyższej temperatury. Żeby podać tylko kilka różnych scenariuszy z naprawdę OGROMNEJ palety:

  1. Stosunkowo prosty scenariusz: przedsiębiorca może źle zarządzać swoim czasem, energią, mieć małą produktywność, samodyscyplinę pracy itd. Oby to było to – to się da stosunkowo prosto naprawić i praca nad tym da fajne efekty także w innych obszarach. Rada: niech przejdzie najlepszy kurs z danego obszaru, w którym brakuje mu umiejętności.
  2. Przedsiębiorca może mieć opór przed zatrudnianiem ludzi – np. wierząc, że nikomu nie można ufać, lub: najlepiej będzie, jak on wszystko zrobi sam – i jednocześnie pozwolił, by jego biznes urósł do rozmiarów, których sam nie jest w stanie udźwignąć. Rada: niech zdecyduje, czy utrzymuje to przekonanie i kurczy biznes, aby był w stanie sam go sprawnie prowadzić (lub w ogóle zmienia ścieżkę kariery, np. zatrudniając się gdzieś, pracując jako konsultant, freelancer, zleceniobiorca), czy pozbywa się tego przekonania i zatrudnia ludzi.

W tym drugim wypadku pozbycie się przekonania nie oznacza zrobienia czegoś wbrew sobie, tylko zbliżenie się z nim do prawdy. Czyli uszczegóławiamy to przekonanie, szukając odpowiedzi na pytania: kiedy i komu konkretnie, w jakich sytuacjach nie warto ufać. Jakie konkretnie czynności, kiedy i dlaczego powinien on wykonywać sam. Niemal na pewno takie będą. Tak jak są ludzie, którym nie warto zaufać w danej rzeczy, w danej sytuacji. Ale to nie będą wszystkie czynności w firmie i nie zawsze. Tak samo nie będą to wszyscy ludzie w każdej sprawie i sytuacji. Czyli celem tutaj jest zbliżenie się z jego przekonaniem do prawdy tak mocno, jak jest to możliwe przy jego poziomie zrozumienia. Jeśli nie ćwiczył się wcześniej w ciągłym podważaniu swoich przekonań (wspomniana wyżej pokora), to może być dla niego za trudny lub zbyt wolny proces, wtedy poleciłbym mu, aby przeszedł przez niego z kimś, np. w formie coachingu biznesowego.

  1. Jeden z trudniejszych scenariuszy: firma ma nieefektywny model biznesowy lub brak jej odpowiedniego dopasowania produktu do rynku lub oferty do rynku itp. W rezultacie w firmie jest za dużo pracy do zrobienia jak na obecną liczbę osób, a jednocześnie nie ma – i nie będzie przy obecnym funkcjonowaniu – pieniędzy, aby zatrudnić dodatkowe osoby. W tej sytuacji nasz przedsiębiorca może być mistrzem samodyscypliny, najwspanialszym liderem, jakiego można sobie wyobrazić, a firma może być w 100% uporządkowana. I co z tego? Przytłoczenie dalej będzie, bo pracy jest za dużo, rąk do pracy za mało, a nie opłaca się ich dołożyć.

Rada: trzeba zidentyfikować ten element biznesu, który nie działa, i go naprawić. W najbardziej ekstremalnym wypadku przyczyna może być na zewnątrz – np. zmiana w prawie, technologii, wejście konkurencji, z którą nie ma się szans –
i może być potrzebna zmiana całego rynku, produktu czy modelu biznesowego. I to się dzieje. Nintendo zaczynało od produkcji kart do gry, Marlboro było kiedyś marką dla kobiet, a Apple, zanim nie dopracował swojego product-market fit (kiedyś próbowali nawet – bez sukcesu – wejść w branżę ubrań), nie był nawet cieniem swojej dzisiejszej potęgi.

  1. Dla odmiany; scenariusz, któremu można najszybciej zaradzić (co nie znaczy, że najprościej): przedsiębiorca może mieć tylko wrażenie, że jest zaganiany, tak jak osoba, która zarabia milion złotych miesięcznie, może mieć wrażenie, że jest uboga i ciągle pragnie powrotu do normalności rozumianej jako zwiększenie tej pensji np. 3 razy. Może się zdarzyć? Może. Tak jak żadna ilość pieniędzy nie wystarczy komuś, kto wierzy, że musi mieć ich zawsze dużo więcej, tak samo żadna ilość wolnego czasu nie wystarczy osobie, która ciągle wierzy, że w tej chwili powinna robić coś innego. Wtedy bez względu na biznes, organizację i inne elementy – wrażenie zagonienia będzie stale obecne.

Rada: ponownie praca nad przekonaniem; ale nie biznesowym, tylko prywatnym. Tutaj może nie wystarczyć zwykły coaching, bo przekonanie o tym, co się powinno, a czego nie powinno robić w życiu, wchodzi w całą siatkę innych przekonań i nie da się go prosto zmienić pojedynczo, bo powstaną niespójności i wewnętrzne konflikty w innych miejscach. Tutaj więc jest potrzebna praca z naprawdę dobrym konsultantem lub dostęp do rozwiązania, nad którym właśnie pracujemy (jeszcze go nie mamy).

A to naprawdę tylko kilka scenariuszy z wieeelu możliwych.

Na Twojej stronie znaleźć można zakładkę pt. „Czyńmy dobro”. Pytanie: czy działania dobroczynne w jakiś sposób rozwijają, zmieniają ofiarodawców? Czy z punktu widzenia rozwoju osobistego warto rozdawać dobro? Warto być filantropem?

Znowu: mam być romantyczny czy szczery? (Śmiech).

Najpierw romantyczny, a potem szczery (śmiech).

Romantyczny: tak, rozsiewajmy dobro, bo dobro wraca.

Szczery: co to znaczy „rozdawać dobro”? Czym tak naprawdę jest działanie dobroczynne? Czy jak daję pieniądze alkoholikowi, który prosi mnie o pieniądze na alkohol, to rozdaję dobro i jestem ofiarodawcą czy osobą, która przyczynia się do tego, że wróci pijany do domu i kolejny raz uderzy swoją żonę?

Czy jak funduję projekt biznesowy, który według mojej wiedzy nie ma szans przetrwać na rynku i przyniesie jego założycielom tylko mękę, to jestem filantropem? Czy jak przelewam pieniądze na fundację A, która przez swoją np. słabą organizację wykorzysta je 10 razy mniej optymalnie w stosunku do fundacji B, to jestem rozrzutny czy rozdaję dobro i zmieniam świat na lepsze?

Może z punktu widzenia rynku lepiej, aby fundacja A upadła i została tylko B, która dzięki temu zyskałaby więcej funduszy i mogła czynić swoje dzieło na jeszcze większą skalę? W takiej sytuacji nieprzelewanie niczego fundacji A w dłuższej perspektywie byłoby lepsze niż jej wspieranie, mimo że sama fundacja czyni dobro.

Trudno mówić o wpływie „dobra”, kiedy wcześniej nie zdefiniujemy, czym ono jest i kiedy się pojawia, z czyjego punktu widzenia. A to nie są proste pytania, bo to, co jest dobrem dla jednej osoby, dla innej może być np. cierpieniem lub nawet dobrem na tu i teraz, ale niewspółmiernie większym cierpieniem później.

Jak myślisz, czy można powiedzieć, że polski rynek usług związanych z rozwojem osobistym jest już przepełniony? A może wręcz przeciwnie? Może dopiero czeka go wielki boom?

Każdy „czerwony ocean” (sformułowanie z książki pt. „Strategia błękitnego oceanu”) jest przepełniony. Rynek oglądania popremierowych filmów kinowych też wydawał się przepełniony, gdy dominowały w nim stacjonarne wypożyczalnie wideo. Ale pojawił się Netflix i wszystkie inne platformy streamingowe i okazało się, że nie tylko jest dla nich na rynku miejsce, ale że go dominują i jeszcze pewnie znacznie powiększają.

Wierzę, że podobnie jest z rynkiem rozwoju osobistego. Jeśli ktoś planuje wejść w niego, rywalizując tym samym, czym rywalizuje większość podmiotów na tym rynku, to tak – w tej sytuacji uważam, że rynek jest przepełniony.

Jeśli ma zamiar dokonać na nim innowacji – to uważam, że z perspektywy takich podmiotów czeka go wielki boom.

A tak trochę z innej beczki: jak sądzisz, czy nicnierobienie, błogie lenistwo – może być dobre? Może nas rozwijać?

Może – jeśli uznaliśmy, że w danej chwili najbardziej potrzebujemy pozytywnych emocji, regeneracji lub kreatywności (jedno z badań pokazało, że błądzenie myślami skutecznie wzmaga kreatywność) i uznaliśmy, że błogie lenistwo najlepiej dostarczy nam którejś z tych rzeczy.

Oczywiście są tutaj 2 miejsca, na które trzeba uważać:

  • możemy mylnie zidentyfikować to, czego w danej chwili najbardziej potrzebujemy,
  • możemy mylnie zidentyfikować lenistwo jako najlepszy sposób na zaspokojenie tej potrzeby, bo zawsze są inne sposoby.

Jednak istnieją scenariusze – i to wcale nierzadkie – w których to, co często rozumiemy pod pojęciem „błogie lenistwo”, będzie na dany moment i przez jakiś odcinek czasu najlepszą decyzją z punktu widzenia budowania spełniającego życia.

Czy Twoim zdaniem od uczestnictwa w szkoleniach, albo od oglądania filmików motywacyjnych, można się uzależnić? (Śmiech).

To zależy, jak zdefiniujemy uzależnienie.

Często przez uzależnienie rozumie się jakąś aktywność, nad którą się nie panuje. To słaba definicja, bo podpada pod nią chociażby oddychanie. Jestem uzależniony od oddychania jak każdy człowiek. Robię to nałogowo. Nawet teraz, mówiąc te słowa, przed chwilą wziąłem wdech. To wymknęło mi się spod kontroli – powinienem iść na odwyk? (Śmiech).

Dużo lepsza definicja określa uzależnienie jako regularnie powtarzaną aktywność, która w wyraźny sposób czyni nam szkodę. Według tej definicji nie tylko uczestnictwo w szkoleniach, ale realnie KAŻDA czynność może stać się uzależnieniem – praca, kąpiel, modlitwa, zabawa z dzieckiem.

To dawka czyni truciznę.

Woda jest niezbędna do życia, ale gdy wypije się jej zbyt dużo za szybko, to dochodzi do zachwiania równowagi biochemicznej organizmu i ostatecznie do śmierci. Są udokumentowane przynajmniej trzy przypadki śmierci z dobrowolnego przepicia się zwykłą wodą.

Analogicznie: teoretycznie można np. modlić się lub bawić z dzieckiem 18 godzin na dobę i zawalać przez to inne ważne potrzeby czy odpowiedzialności. Więc tak jak każda substancja jest trucizną w odpowiednio wysokiej dawce, tak samo każda aktywność przy zbyt dużej intensywności może być szkodliwa i możemy ją nazwać uzależnieniem.

Teraz zapytam Cię o sprawy bardziej osobiste. Jaki nawyk udało ci się wyrugować z życia, a jaki w nim zaszczepić?

O jaaa… sporo tego. Zależy, o jaki zakres czasowy pytamy i o jak drobne nawyki. Żeby pokazać chociaż fragment zakresu nawyków, które udało się zaszczepić, można tutaj wybierać u mnie od nawyku codziennego wstawania o zaplanowanej godzinie (gdy jest się szefem i pracuje zdalnie z domu, to spore wyzwanie – na początku miałem z tym problem), przez mój cały poranny czy wieczorny rytuał – w nim mam m.in. planowanie i organizację – nawyk ćwiczeń fizycznych, nawyki związane z codzienną modlitwą, z tym, jak pracuję, jak zwiększam swoją produktywność czy się koncentruję, a kończąc na nawykach myślowych w wielu różnych sytuacjach – na tym, jak np. staram się postrzegać inne zdanie u osób, uwagi do mnie, informacje, swoje własne myśli, negatywne emocje, pokusy itp. – i wyrugowaniu wszelkich uzależnień i aktywności, nad którymi czułem, że mam słabą kontrolę lub co do których byłem pewny, że nie są najlepszym wykorzystaniem mojego czasu.

Mogę zadać przewrotne pytanie: Dlaczego powinniśmy uwolnić swój potencjał? A jeśli on jest celowo u ludzi „schowany”? Jeśli to jego „domyślny” stan? Czy to wyciskanie z siebie 100% możliwości nie jest w pewnym sensie działaniem przeciw naturze? (Śmiech).

To bardzo dobre pytanie. Skąd wiemy, że cokolwiek, co rzekomo ma dawać rozwój osobisty, nie jest działaniem przeciwko naturze i nie rodzi ostatecznie więcej szkody niż pożytku?

Gdy psychologia zaczęła testować sposób, w jaki dokonujemy wyborów i jak postrzegamy pewne rzeczy, okazało się, że jesteśmy kompletnie nieracjonalni. Wykryto w nas ponad setkę błędów poznawczych, czyli sytuacji, w których w przewidywalny sposób nasze wybory i zachowanie są wbrew temu, jak moglibyśmy maksymalnie wykorzystać daną sytuację lub jak wygląda rzeczywistość.

Przykładowo: jak wyobrażasz sobie swoją przyszłość, gdybyś stracił obie nogi? Albo gdyby wszystkie Twoje dzieci zmarły tragicznie. Najczęstszą reakcją jest wrażenie, że już nigdy nie będziesz tak szczęśliwy jak teraz.

Jednak gdy prowadzi się obserwacje na wystarczająco wielu osobach przez wystarczająco długi czas, trafia się sporo przypadków osób, które przeszły przez te tragedie i można zobaczyć, jak faktycznie zmienia się ich poziom szczęścia.

Okazuje się, że po pewnym czasie po tragedii wraca on praktycznie do tego samego poziomu co przed nią. Ten mechanizm nazywa się hedoniczną adaptacją.

Instynktownie nie czujemy jednak tego, że możemy być tak samo szczęśliwi jak dziś, nawet już jakiś czas po większej tragedii.

Psychologia tego typu błędne wrażenia nazywa właśnie błędami poznawczymi. Zidentyfikowano ich ponad setkę. No głupie to homo sapiens… ponad setka błędów?! Kto je takim zaprojektował? Nie potrafi nawet przewidzieć jak się będzie czuło za 2 lata (śmiech).

Naprawmy je więc i postarajmy się zlikwidować te błędy poznawcze i wszelkie naturalne tendencje, które prowadzą nas na manowce. Jeśli trwałe pozbycie się tych wszystkich nieracjonalnych z poziomu eksperymentów zachowań nazwiemy „uwalnianiem pełnego potencjału” to to faktycznie zły kierunek.

Ostatnie teorie pokazują bowiem, że to, co nazywamy błędami poznawczymi, pełni u nas istotne funkcje. Bez nich mogłoby się okazać, że ludzkość by nie przetrwała.

Możemy to zabawnie zobrazować tak:


notabug1

Z drugiej strony raczej zgadzamy się, że pewne części naszej natury – te odpowiedzialne za np. wszelką przemoc, samobójstwa, depresje, morderstwa, uzależnienia – nie prowadzą nas idealnie. W identycznej sytuacji jedna osoba może mieć depresję, a inna rozkwitać.

Zdecydowanie jest więc także spore pole do interwencji i poprawy.

Podsumowując: jeśli przez „uwolnić pełny potencjał” rozumiemy po prostu usunięcie tego, co WYDAJE się nam naszymi słabościami, i maksymalizację tego, co WYDAJE się nam naszymi mocnymi stronami, to to podejście może prowadzić do wielu patologii.

Jeśli jednak przez „uwolnić pełny potencjał” rozumiemy w pierwszej kolejności zidentyfikowanie dokładnie tych elementów naszej natury, które w danych warunkach prowadzą nas do szczęścia lub nieszczęścia, a następnie odpowiednią interwencję w tych miejscach, to takie działanie wydaje mi się dawać wspaniałe owoce.

Wiem, że trochę ogólnie to wytłumaczyłem, ale nie wiem, jak mógłbym na szybko dać bardziej konkretny przykład, który byłby zrozumiały bez tłumaczenia całej teorii działania umysłu, jaka za nim stoi.

Czy zdradzisz czytelnikom bloga Coraz Lepszej Firmy, co robisz na co dzień? Jak pracujesz?

Obecnie – zazwyczaj od poniedziałku do piątku zaczynam pracę ok. 7:00 i pracuję średnio około 8–9 godzin. Czas pracy rozkładam różnie w ciągu dnia – zalety pracy zdalnej – w zależności od potrzeb i spotkań.

Sobota w większości idzie na różne aktywności, jak kino, restauracja, salsa, squash, i prace domowe. Niedziela na inne formy odpoczynku z rodziną oraz refleksje. Staram się z każdej niedzieli wyjść z jakimś wnioskiem lub spostrzeżeniem.

Praca jest bardzo ważna, ale sam się ostatnio przekonuję, że odpoczynek jest równie istotny. Zapytam więc, w jaki sposób odpoczywasz. Przy czym odpoczywasz?

Odpoczywam najczęściej:

  • grając w squasha,
  • grając w gry planszowe z przyjaciółmi,
  • biegając,
  • jeżdżąc na rowerze,
  • chodząc po lesie,
  • tańcząc salsę z żoną,
  • delektując się jedzeniem w dobrych restauracjach i próbując nowych doznań smakowych,
  • chodząc do kina,
  • grając na pianinie,
  • odkrywając nową wiedzę w książkach niefikcyjnych,
  • śledząc nowinki ze świata fizyki.

To nie jedyne, ale najczęstsze i najbardziej regularne sposoby, w jakie wypoczywam.

Sporo tego (uśmiech).Zastanawiałeś się kiedyś, co jest najlepsze w Twojej pracy, a co najgorsze?

Najlepsze: mogę robić to, w co na wielu polach wierzę, że jest najlepszą rzeczą, jaką mógłbym robić w życiu w ogóle. Nie mam pojęcia – a naprawdę to analizowałem – jak mógłbym lepiej i mocniej przysłużyć się całej ludzkości niż przez to, co staramy się osiągnąć w firmie.

Jeśli można mówić o poczuciu sensu pracy, to nie wyobrażam sobie miejsca, które dawałoby mi go więcej niż to.

To ogromne błogosławieństwo.

Najgorsze: Nie wiem… chyba to, że nie mogę – lub nie widzę jak – za bardzo przyspieszyć pewnych projektów. Jest wiele projektów, przy których dostęp do np. finansowania, odpowiednich kontaktów czy większej siły roboczej jest w stanie je wielokrotnie przyspieszyć. U nas jest bardziej jak ze wzrostem drzewa – żadna ilość dodatkowego słońca czy wody nie sprawi, że drzewo, które normalnie rosłoby 20 lat, urośnie takie samo w rok.

Przynajmniej ja nie widzę na ten moment, jak jakiekolwiek dodatkowe zasoby – poza czasem – mogłyby nam znacznie pomóc i stać się jakąś dużą dźwignią.

To się oczywiście może zmienić wraz ze zmianą rodzaju projektów, które są na tapecie, ale na ten moment to wydaje mi się najgorsze.

Teraz trudne pytanie… a może przeciwnie, bardzo łatwe – jaka jest Twoja życiowa misja?

Cóż… ze względu na to, czym się zajmuję, staram się, żeby miała psychologiczny sens (śmiech).

Psychologicznie bez sensu wydaje mi się życiowa misja, nad którą nie ma się pełnej kontroli lub w przypadku której ktoś lub okoliczności mogą uniemożliwić Ci jej realizację.

Wtedy prosto o kryzys życiowy – w końcu nieszczęśliwy zbieg okoliczności może zniszczyć Ci fundament, na którym budowałeś swoje życie. Nie wydaje się to najlepszą strategią.

Stąd moją życiową misję określiłem jako: Stale odkrywać i jak najlepiej wypełniać wolę Boga tak, jak ją rozumiem. Co w przełożeniu na bardziej zrozumiały język znaczy: Wykorzystać jak najlepiej każdy dzień.

Pozwól, że na tym poziomie szczegółowości się zatrzymam, bo opisanie, jak rozumiem „wykorzystać jak najlepiej”, wymagałoby już głębokiego wejścia w różne teorie – zaczynając od teorii świadomości – i ich konsekwencje.

Wydaje mi się, że działasz w dość zatłoczonej branży. Kogo z niej najbardziej podziwiasz? Kogo warto czytać, oglądać, śledzić?

Po tym wywiadzie wyjdę chyba albo na największego dupka. Albo na najszczerszego z gości (śmiech).

Nie będzie tak źle (śmiech).

Daruję sobie poprawną politycznie czy romantyczną odpowiedź i przejdę od razu do tej szczerej.

Gdyby w moim obszarze ekspertyzy była osoba, którą w pełni podziwiam, czyli osoba, którą mogę szczerze, bez żadnych „ale” polecić, bo nie widzę w informacjach od niej żadnych luk logicznych ani sprzeczności z naukowymi obserwacjami… to zrobiłbym jedną z 2 rzeczy: 1) stał się jej dystrybutorem lub pracownikiem; 2) zmieniłbym branżę.

Po co mam wynajdywać koło na nowo? Jeśli ktoś już stworzył najlepsze z mojego punktu widzenia koła, to albo będę sprzedawał jego koła, albo poszukam w jakiejś innej branży czegoś, co mogę wynaleźć, a nikt tego przede mną nie zrobił.

Prowadzę firmę właśnie dlatego, że nie mógłbym szczerze powiedzieć: „Idź, posłuchaj każdego słowa osoby X, zrób dokładnie to, co Ci powie, i według mojej wiedzy na 100% będzie lepiej”.

Co nie znaczy, że nie ma osób, które nie robią wiele świetnej roboty – na słuchaniu których statystycznie pewnie większość osób skorzysta. Prawdopodobnie do takich osób można zaliczyć np. Tony’ego Robbinsa czy Brendona Burcharda.

Chcę jednak uniknąć sytuacji, w której ktoś powie mi: „Damian, osoba X, którą poleciłeś, mówi Y, a wiesz dokładnie, że akurat to jest dalekie od prawdy, więc czemu mi ją poleciłeś i nie wspominałeś, żebym nie słuchał jej w obszarze Y?”.

Jasne, to zrozumiałe.
Czy dostajesz wiadomości od czytelników czy widzów, w których piszą, że to, co u Ciebie zobaczyli, zmieniło ich życie, pomogło im w czymś? A jeśli tak, to czy mógłbyś przytoczyć jakąś historię?

Zdarzają się „czasem” takie wiadomości (lekka ironia w głosie przy słowie „czasem”) (śmiech).

Ironia stąd, że otrzymujemy takie historie z tak dużą częstotliwością, że aby mogły trafić do każdego członka zespołu, jednocześnie nie zaburzając nam zwykłej komunikacji, musieliśmy stworzyć dedykowany firmowy kanał na Skypie służący nam TYLKO do dzielenia się nimi.

Innymi słowy – jak ktoś np. z obsługi klienta otrzyma tego typu wiadomość lub zobaczy na Facebooku, to wkleja ją nam na Skypie na tym kanale, aby mogła ona trafić do każdego członka zespołu. W końcu wszyscy razem pracowaliśmy na efekt i sukces tej osoby. Każda więc taka historia – bez względu na to, ile ich otrzymujemy – jest traktowana wyjątkowo i motywuje oraz dodaje sił zarówno mnie, jak i całemu zespołowi.

Jeśli chodzi o konkretne historie – chyba prościej będzie, jak dam ich wycinek do wyboru.

Pod poniższym adresem można znaleźć garść historii naszych klientów, które wzięliśmy z Facebooka. Tutaj z kolei wrzuciliśmy kiedyś około setki historii, które otrzymaliśmy drogą e-mailową.

Powiem szczerze, że pamiętam Cię z czasów bloga. Teraz mocno działasz na YouTubie. Dlaczego właśnie tam? Czy wszystkich, którzy kiedyś posługiwali się słowem pisanym, czeka przesiadka na wideo?

To pytanie zahaczające mocno o naszą strategię i przewidywanie, gdzie będzie rynek – niestety nie mogę na nie odpowiedzieć, bo te elementy stanowią część naszej przewagi konkurencyjnej. Nie byłbym w stanie w pożyteczny i zrozumiały sposób skomentować np. tylko naszego stosunku do YouTube’a w izolacji od większej strategii i know-how, a ich ujawnienie mogłoby być potencjalną szkodą dla firmy.

OK, nie będę drążył dalej (śmiech).
Wybiegnijmy zatem na chwilę w przyszłość. Gdzie widzisz siebie (i Rozwojowca) za 20 lat? Jaka przyszłość czeka branżę rozwoju osobistego? W którą stronę podąży w najbliższych paru latach? Jakie są Twoje prognozy?

Niestety – to pytanie tego samego typu co poprzednie. Nie mogę odpowiedzieć publicznie na żadne z tych pytań, nie wyrządzając jednocześnie potencjalnej szkody firmie. Ta wiedza stanowi część naszej przewagi konkurencyjnej.

Aj… szkoda. Ale doskonale to rozumiem.
Czy miałbyś jakąś uniwersalną radę dla przedsiębiorców: co robić, żeby maksymalnie wykorzystywać każdy dzień? Jakie nawyki wdrożyć? Jakie zachowania?

Miałbym, tylko potrzebuję najpierw nakreślić kontekst, żeby wszystko było jasne. Ta rada to z mojej perspektywy ani nie najlepsza, ani nie najważniejsza rzecz, jaką można wdrożyć. Podaję po prostu tę, która będzie możliwa do zrozumienia i poprawnego zastosowania przez znaczną część czytelników po zaledwie kilku akapitach opisu.

Poranny rytuał – polecam ustalić stały zestaw prostych i krótkich czynności powtarzanych każdego dnia po przebudzeniu się, wykonywanych w tej samej kolejności, co podkreślam jako bardzo ważne. Chodzi o zwykłe czynności typu: poranna toaleta, ubranie się itp. wzbogacone ewentualnie kilkoma dodatkowymi, np. 30 sekund pajacyków czy 20 pompek, przy najlepiej jednoczesnym określeniu, o czym się myśli podczas porannego rytuału – w swoim mam modlitwy – żeby ukierunkować z rana także myśli w pożyteczny dla nas sposób.

Jeśli okoliczności uniemożliwiają taką regularność – np. jednego dnia budzi mnie dziecko i muszę do niego lecieć, a innego budzę się sam i mógłbym wykonać swój normalny poranny rytuał – warto stworzyć kilka wersji porannego rytuału na różne sytuacje.

Celem porannego rytuału jest torowanie (ang. priming) uczucia uporządkowania i pewne zaspokojenie psychologicznej potrzeby autonomii (jedna z 3 głównych potrzeb psychologicznych według teorii samodeterminacji). Z polskiego na nasze: jak poranny rytuał wejdzie Ci w nawyk, to prawdopodobnie już nie będziesz sobie wyobrażał, jak mogłeś bez niego żyć, a swoją produktywność będziesz mógł podzielić na dni, kiedy wykonałeś poranny rytuał i kiedy go nie wykonałeś.

Teraz zwrócę jeszcze uwagę na najczęstsze błędy naszych klientów przy wprowadzaniu porannego rytuału:

Pierwszy to dawanie sobie tam zbyt długich lub zbyt trudnych z poziomu organizacji lub samodyscypliny czynności, np. w postaci treningu fizycznego lub zaplanowanego śniadania zgodnego z dietą. Każda czynność w porannym rytuale powinna być dla Ciebie na tyle prosta, żebyś bez problemu wykonał ją nawet, jak wstaniesz niewyspany i na połowie normalnej energii.

Drugi to włączanie do porannego rytuału zbyt wielu czynności, przez co zaczyna on zajmować np. 2 godziny. Nie da się ustalić jednego, optymalnego czasu trwania, bo każdy prowadzi inny tryb życia. Inna jest przewidywalność poranka, gdy mieszka się samemu, a zupełnie inna, gdy mieszka się np. z żoną i trójką dzieci, które trzeba wysłać do szkoły, a w mieszkaniu dodatkowo jest tylko jedna łazienka, którą czasami zajmie ktoś w nieustalony wcześniej sposób. Skróciłbym więc to, co uznawałbym za poranny rytuał, do takiego zestawu pierwszych po przebudzeniu czynności, nad którymi mam największą kontrolę. Jeśli suma czasu trwania tych czynności – czyli cały Twój poranny rytuał – zajmie Ci zaledwie 30 sekund, nie szkodzi. To i tak będzie pomocne. Zaczynasz w końcu dzień na swoich warunkach w ustalony przez siebie sposób, dając swojej psychice jasny sygnał: „Kontroluję sytuację i to ja dokonuję dzisiaj wyborów”; a nie od otwarcia oczu wyłącznie reagując i dostosowując się do okoliczności, które każdego dnia mogą być inne.

Na koniec zostawiłem moje ulubione pytanie. Co chciałbyś po sobie zostawić? Jak chciałbyś, żeby Cię zapamiętano?

Nasza natura ma w sobie wspaniałe blaski i kilka „cieni”, na których wyrasta praktycznie wszystko, co potocznie nazywamy złem i nieszczęściem.

W idealnej sytuacji chciałbym zostawić ludzkość, która jest świadoma tych blasków i „cieni” swojej natury oraz potrafi jak najlepiej wykorzystać te pierwsze, a nie ulegać tym drugim.

Wierzę, że jest to możliwe.

Doprecyzowując – „cienie” biorę w cudzysłów, bo to nie są żadne wady czy błędy naszej natury. To są niezbędne konsekwencje istnienia blasków. Gdyby nie było tych „cieni”, nie mogłyby istnieć też blaski.

W mniej idealnej sytuacji chciałbym chociaż położyć fundament – który byłby kontynuowany po mojej śmierci – pod tę zmianę, aby ją przyspieszyć.

Jeśli chodzi o zapamiętanie mnie – nie zależy mi na tym zupełnie. Będę tak samo szczęśliwy, gdybym wierzył, że moje imię przejdzie do historii pozytywnie, jak i negatywnie, a także w sytuacji gdybym wierzył, że po mojej śmierci wszyscy o mnie momentalnie zapomną. Nie mam wpływu na to, co ktoś o mnie myśli teraz, a co dopiero po śmierci, więc czym tu się przejmować? (Śmiech).

Gdybym umarł w tej chwili, to część osób zapamiętałaby mnie jako faceta, który pomógł im dokonać największych pozytywnych zmian w ich życiu, a część stwierdziła, że mamy jednego „kołcza” mniej, więc to dobrze, bo każdy „kołcz” to naciągacz i krętacz. Nie jestem nawet coachem i nigdy w życiu nie przeprowadziłem ani jednej sesji coachingowej – zajmuję się czymś kompletnie innym. Co nie zmienia faktu, że część osób może w to wierzyć, a nikt z nas nie ma pełnej kontroli nad tym, w co wierzy ktoś inny, więc ponownie – czym tu się przejmować?

Granica mojego świadomego wpływu, to granica mojej odpowiedzialności, a więc i starań. To jak ktoś będzie mnie wspominał po śmierci i czy w ogóle będzie to robił, leży w większości poza tą granicą, więc się na tym zupełnie nie skupiam, bo to odciągałoby uwagę od rzeczy, na które mam dalece większy wpływ.

I naprawdę ostatnie pytanie: gdzie można Cię znaleźć – w sieci albo poza nią?

Poza siecią można mnie znaleźć tylko prywatnie.

W sieci polecałbym pobrać mojego PDF-a z 20 szybkimi i naukowo potwierdzonymi technikami lub – jeśli aktualnie będzie jakiś zaplanowany – zobaczyć się ze mną na darmowym webinarze. Na stronie będzie informacja, czy jest zaplanowany, czy nie.

Rozmawiał: Maciej Wojtas

POBIERZ BEZPŁATNY (0 zł) PORADNIK

„Przebudzenie Przedsiębiorcy”

7 ważnych lekcji dla każdego właściciela (małej) firmy



  • Jak zmienić ciągłe "gaszenie pożarów" w firmie w stabilny wzrost,
  • 3 proste (i skuteczne) narzędzia, które sprawią, że Twoi pracownicy zawsze będą wiedzieli co i jak mają zrobić,
  • 5 kluczowych elementów strategii biznesowej, bez których nie osiągniesz wysokich zysków.

pp_new

Pobierając materiały, wyrażam zgodę na otrzymywanie newslettera i informacji handlowych od Coraz Lepszej Firmy.
Mogę cofnąć zgodę w każdej chwili. Dane będą przetwarzane do czasu cofnięcia zgody.
Maciej Wojtas

Pomaga rodzicom uczyć dzieci i odkrywać życiowe pasje (zobacz: Wojtas.Academy). Wydaje ebooki edukacyjne dla całej rodziny (zobacz: MaciejWojtas.pl). Chcesz czytać więcej jego tekstów? Zapisz się na ten newsletter.