Zostałem sam.

Tamtego dnia kilka godzin bezmyślnie tkwiłem w swoim w zagraconym gabinecie, przy wysłużonym biurku.
Sam.
Stare meble i rozrzucony wszędzie towar, były jedynym, co mi pozostało. Z odrętwienia wyrwało mnie trzaśnięcie drzwiami. Mój najważniejszy, były już pracownik wrócił na chwilę, bo czegoś zapomniał, i w pośpiechu wyszedł. Jeszcze nigdy dotąd nie było tam tak cicho. Zza okna słyszałem nawet jego skrzypiące na śniegu, szybkie kroki.
Długo walczyłem o firmę, za długo… Nie zauważyłem, że świat wcale nie chciał tego, co próbowałem mu wcisnąć…
– Wszyscy odeszli? – zapytałem podczas naszego pierwszego spotkania.
– Po co mieliby zostawać na tonącej łódce? – powiedział, pocierając dłońmi czoło. – Ale jego… jego wyrzuciłem. Roberta. Był ze mną od początku, od 9 lat.
– Dlaczego to zrobiłeś?
– Nie wytrzymałem, nie dałem rady po tym, co usłyszałem tamtego dnia… Zrozum…
Starał się patrzeć w przyszłość
– Byłem w liceum, kiedy wujek pokazał mi, czym dokładnie się zajmuje, jak wygląda handel. Od razu wiedziałem, że to będę w życiu robił. Czułem, że mam żyłkę do interesów.
Chyba też chciałem się uwolnić. Trochę od rodziny, trochę od bycia zależnym od innych. Mój ojciec zostawił nas, kiedy byłem mały. Mama starała się, jak mogła, ale gdyby nie wujek, nie sądzę, żeby sobie poradziła. Jestem mu wdzięczny, chociaż… Sam nie wiem. Zawsze dawał mi odczuć, że pomaga, że bez niego, nie dalibyśmy rady.
Dlatego chciałem jak najszybciej się usamodzielnić.
To było dziwne. Miałem ochotę wyrwać się z domu, a jednocześnie o niczym bardziej nie marzyłem niż prawdziwy dom. Chciałem się ożenić i mieć dzieci, i dać im to wszystko, czego mi brakowało…
Założyłem firmę tuż po studiach. Wiesz, to były trochę inne czasy. Łatwiej się sprzedawało. Rynek nie był jeszcze tak przesycony.
Już po kilku miesiącach było mnie stać na wynajęcie malutkiego biura. Ciasne, ale własne, jak to mówią – uśmiechnął się, wspominając tamten czas, i zamyślił.
– Zacząłeś pewnie zatrudniać ludzi? – przerwałem ciszę po dłuższej chwili.
– Kilkoro, między innymi moją przyszłą żonę. To była prawdziwa piękność. Prawie od razu poleciałem po pierścionek. Oczywiście żartuję, ale wiesz, ona była… była jak marzenie. I naprawdę mnie chciała. Trzy lata później urodził się Wojtek. Chodziłem dumny jak paw. Paweł, miałem wtedy wszystko: własny biznes, szczęśliwą rodzinę…
Jak mogłem tak to spaprać?! – wycedził przez zęby i znów opuścił wzrok.
Nie dostrzegł tego, co działo się na jego oczach
Ela została w domu. Kiedy była na macierzyńskim, odkryła, że jest poważnie chora. Wracałem do nich tak szybko, jak tylko mogłem.
Tylko to zaczęło być coraz trudniejsze. Nie doceniałem, jak wiele spraw ogarniała moja żona. Gdy zabrakło jej w firmie, wszystko spadło na mnie.
W magazynach zapanował chaos, przez co ciągle spóźnialiśmy się z dostawami. Żaden z pracowników nie czuł się za to odpowiedzialny. Magazynier zrzucał winę na kierownika, kierownik na kierowcę. Kiedy w końcu się wkurzyłem, odeszli bez mrugnięcia okiem. Na odchodne szydzili jeszcze, że będę ich prosił, żeby wrócili.
Zatrudniłem innych, ale było jeszcze gorzej. Nawet pakowanie… nawet tym musiałem się zajmować. Inaczej albo mylili etykiety, albo wrzucali towar byle jak, byle szybciej.
Drzwi do mojego gabinetu w ogóle się nie zamykały. Decydowałem o wszystkim, od poważnych spraw – co i komu sprzedajemy, po decyzję, ile papieru do ksero kupić w danym miesiącu.
Stos niezapłaconych faktur rósł coraz szybciej. Ludzie albo nie chcieli już mojego towaru albo żądali więcej: a to szybszej dostawy, a to czegoś do kompletu. Nie wiem dokładnie, nie mogłem przecież zastanawiać się nad widzimisię każdego klienta. Prawda?
Wychodziłem z domu o 6.00, a wracałem o 21.00.
W piąte urodziny Wojtka znów nie mogłem przyjechać. Wysłałem z prezentem Roberta – jedynego człowieka w firmie, do którego miałem pełne zaufanie, przyjaciela. Innego dnia miałem zabrać synka na lodowisko. Nie udało się. Pojechał Robert. Ela dzwoniła rozczarowana, ale następnego dnia okazało się, że całkiem nieźle się razem bawili.
Jakiś czas później miałem pójść z małym do kina, ale znów coś spaprali na magazynie. Musiałem ratować sytuację. Robert zaproponował, że mnie zastąpi. Lubił Wojtusia. Jakiś czas później zabrał go na pierwsze zajęcia z piłki nożnej. Ćwiczyli też od czasu do czasu na boisku.
Cieszyłem się, że ktoś zastępuje mojemu synowi ojca. Uwierzyłbyś w to, Paweł? Co za ironia losu... Mały na początku chciał pokazywać mi, czego już się nauczył, ale z czasem jakoś przestał do mnie przychodzić.
Nie miałem pojęcia, że najgorsze dopiero przede mną.
Przegapił to, co było najważniejsze
– Byłem zmęczony, ale myślałem, że to potrwa jeszcze tylko chwilę. Wbijałem sobie do głowy, że w końcu wszystko samo się ułoży. Że już wkrótce pracownicy się nauczą, że zaczną działać beze mnie. Że Ela wyzdrowieje, wróci do firmy i będzie jak dawniej.
Nic się nie układało. Raczej kręciło się coraz szybciej, a ja czułem się jak na diabelskim młynie.
Miałem mętlik w głowie: Praca, biuro, praca, magazyn, dom. Wstać, zjeść, ruszać się. Szybko, szybciej. Boże, nie zdążę, za późno, zawalę. ZUS, podatki. Skąd na to wziąć? Co teraz? Konto – brak środków. Drugie – uff, wystarczy. Tylko na fakturę już nie będzie. No nic. Wyjaśnię. Poproszę. Załatwię. Zostanę…
Zasłabłem. Tamtego dnia o 14.00 wróciłem do domu. Ela kilka razy pytała mnie, czy wszystko w porządku. Nie chciałem jej martwić. Musiała skupić się na własnym zdrowiu.
Wojtek bawił się w swoim pokoju. Zapytałem, czy ja też mogę. Wziąłem jednego transformersa, ale okazało się, że wybrałem nie tego, którego powinienem. Potem chciałem wybudować dla niego bazę z klocków, ale nie była odpowiednia. W końcu nadepnąłem na jakiś miecz z i go złamałem.
Wojtek zaczął krzyczeć:
„Idź stąd! Nie umiesz się bawić! Wujek Robert obiecał, że jutro do mnie przyjdzie. Jest Optimusem Primem i wie, kto należy do jego drużyny. Ty wszystko mylisz. Nie chcę, żebyś tu był”. Strasznie płakał, a ja nic nie mogłem zrobić.
Wyszedłem i pojechałem prosto do firmy. Poprosiłem, żeby Robert do mnie przyszedł. Powiedziałem mu, że ma pakować swoje rzeczy, że formalne kwestie załatwi księgowa.
Trzasnął drzwiami. Słyszałem skrzypiące na śniegu kroki. Zostałem sam.
A teraz jestem tutaj.
Żałował, że przyszedł do mnie tak późno
Z każdym słowem Michała upewniałem się, że mogę pomóc mu rozwiązać problemy z firmą. Jego kłopoty w biznesie były typowe. Doradzaliśmy w takich sprawach setki razy, więc z czystym sumieniem mogłem znów powtórzyć sprawdzone rozwiązania.
Michał był doskonałym przykładem tego, jak źle może się skończyć nieumiejętne prowadzenie rekrutacji. Podpowiedziałem mu więc, jak przyciągnąć do siebie solidnych ludzi i na jaki element musi koniecznie zwrócić uwagę, jeśli zależy mu na stałej i udanej współpracy.
Martwiło mnie to, że nie umie egzekwować wykonywania obowiązków, że popada ze skrajności w skrajność – albo niczego nie kontroluje, albo traci nad sobą panowanie. Podsunąłem mu pomysł na to, jak zorganizować zadania, żeby jego ludzie wykonywali je na czas i zgodnie z ustaleniami, żeby chętnie brali na siebie odpowiedzialność.
Przykro było mi patrzeć na człowieka, który zaczynał od wielkich marzeń, a skończył na pakowaniu paczek, bo nie pomyślał o oczywistym elemencie, który mógł mu pomóc uporządkować całą firmę. Michał żałował, że nie spotkaliśmy się wcześniej, że wcześniej nie poznał rozwiązań, które już dawno mogły uratować jego finanse i dzięki którym mógłby więcej czasu spędzać z Elą i Wojtkiem.
Trudno było mi przekonać doświadczonego przedsiębiorcę, że powinien przez większość dnia robić coś, o czym do tej pory nawet nie myślał. To była jedyna droga do tego, żeby jego firma mogła urosnąć. Inna po prostu nie istniała.
Dopytałem go o klientów, którzy zaczęli od niego odchodzić. Po tym, co mi powiedział, powód był dla mnie oczywisty. Michał go nie dostrzegał, bo przez przemęczenie, nie potrafił przyjrzeć się sytuacji na chłodno. Byłem przekonany, że jeśli tylko zadba o ten jeden podstawowy element, starzy klienci do niego wrócą, a nowi będą zachwyceni.
Tak. Klientów mógł odzyskać naprawdę szybko... Niestety nie wiedziałem, czy uda mu się odzyskać te osoby, na których zależało mu znacznie bardziej. Tu nie miałem prostych rad.
Jeśli chcesz, też możesz wykorzystać rozwiązania rozpędzające biznes
Kiedy podczas kilku naszych spotkań tłumaczyłem Michałowi, jak poukładać firmę, widziałem, że jego oczy się rozpalają. Nie zdawał sobie sprawy, że tak proste do wdrożenia, tak fundamentalne zasady postawią jego biznes na nogi.
Zdradziłem mu rozwiązania sprawdzone w boju setki razy. Pięć podstawowych, ale absolutnie niezbędnych elementów, o których mu opowiadałem, zawsze skutkowało tym samym – rozwojem firm.
Jeśli chcesz wiedzieć, co to za elementy, jeśli czujesz, że w Twojej firmie nie wszystko działa dobrze, jeśli harujesz dzień i noc, a wyniki wciąż nie są takie, jakbyś chciał – bardzo proszę. Wszystko spisaliśmy, żeby móc pomagać każdemu, kto tego potrzebuje. Poradnik „Przebudzenie przedsiębiorcy” jest zupełnie za darmo (0 zł). Skorzystało z niego już ponad 25 000 właścicieli małych i średnich firm.
Poniżej jest formularz – wystarczy, że wpiszesz swojego maila, a w ciągu kilku chwil dostaniesz poradnik.
A jeśli chodzi o Michała…
Spotkaliśmy się przypadkiem w restauracji. Przedstawił mnie koledze, z którym jadł obiad. Pewnie się domyślasz komu… Tak, tak – Robertowi. Omawiali właśnie nową strategię. Firma rozwijała się tak szybko, że musieli zmienić niektóre plany. Obaj byli pełni zapału i naprawdę z siebie dumni. Pół godziny później Michał musiał wyjść. Resztę dnia spędzał z rodziną. Podobno od jakiegoś czasu tak było codziennie. Ela wracała do zdrowia, a mały szalał za tatą. Widziałem, że Robert szczerze cieszył się szczęściem przyjaciela.
Twoja historia też może skończyć się dobrze. Wiem to. Po prostu się zapisz. Za darmo. (0 zł)
POBIERZ BEZPŁATNY (0 zł) PORADNIK
„Przebudzenie Przedsiębiorcy”
7 ważnych lekcji dla każdego właściciela (małej) firmy
- Jak zmienić ciągłe "gaszenie pożarów" w firmie w stabilny wzrost,
- 3 proste (i skuteczne) narzędzia, które sprawią, że Twoi pracownicy zawsze będą wiedzieli co i jak mają zrobić,
- 5 kluczowych elementów strategii biznesowej, bez których nie osiągniesz wysokich zysków.

Mogę cofnąć zgodę w każdej chwili. Dane będą przetwarzane do czasu cofnięcia zgody.
Paweł Królak
Przedsiębiorca i strateg biznesowy, założyciel, prezes zarządu i największy akcjonariusz Grupy Coraz Lepsza Firma S.A.
W ciągu zaledwie kilku lat zbudował od zera firmę wartą ponad 30 milionów złotych na rynku, na którym wszyscy mówili, że to absolutnie niewykonalne. Dziś firma obsługuje ponad 8000 klientów, zatrudnia 30 osób i rośnie w tempie Doliny Krzemowej (dwucyfrowe wzrosty miesiąc do miesiąca).
Gościnnie wykłada na studiach biznesowych i MBA, pisze książki i niezliczone artykuły.