Strategia Work-life balance

Firma zniszczyła jej życie. Nie popełnij tych samych błędów

Monika Madejska

„Mam 37 lat – dla mnie jest już za późno. Nic nie da się zrobić. Nawet płakać już nie umiem. Jakbym była maszyną… Zepsutą, bo na pewno nie nadaję się do prowadzenia firmy. Codziennie mechanicznie wyjmuję klucze do biura i mocuję się z wiecznie zepsutym zamkiem, sięgam po ten sam obity kubek i zalewam kawę. Wszystko jedno, jak smakuje. Niby czytam maile, podpisuję papiery, tłumaczę ludziom, co mają robić, ale… to już nie jestem ja. Potem wracam do domu, pustego. Jem, śpię. I tak w kółko. Wiesz, po czym poznaję, że żyję? Zrywam się nad ranem ze ściśniętym żołądkiem i z tęsknotą tak wielką, że pęka mi serce. To jedyny moment, kiedy jeszcze coś czuję”.

Poznałam Patrycję, kiedy poczucie bezsensu zawładnęło nią prawie zupełnie. Jej firma dawała sobie jakoś radę na rynku, ale musiała wyrzec się wszystkiego, by tak było. Pracowała dzień i noc bez perspektyw, że kiedykolwiek cokolwiek się zmieni, bez nadziei.

Nie ona jedna czuje, że biznes ją przerasta, prawda? Wmawiamy sobie, że jesteśmy beznadziejne, że do niczego się nie nadajemy, że ktoś inny na naszym miejscu poradziłby sobie lepiej. I gaśniemy, dzień po dniu. Po jakimś czasie ze wspaniałych, pełnych marzeń i energii dziewczyn, które roziskrzonym spojrzeniem przyciągały ludzi, zostaje tylko cień…

Nie zawsze była taka…

„– Kiedyś żyłam naprawdę, wierzysz mi? Szło mi nieźle. Dużo pracowałam, ale wiadomo: każdy musi zasuwać na początku. Zaręczyliśmy się z Piotrkiem. Codziennie budziłam się szczęśliwsza – Patrycja, wpatrzona w jeden punkt, cedziła słowa.

– Kiedy zaczęłam zatrudniać ludzi, czułam, że podbiję świat. Na moje pierwsze rozmowy rekrutacyjne założyłam świetną dżinsową kieckę. Durna ze mnie baba – wielu ważnych rzeczy nie pamiętam, a to akurat tak – skrzywiła się jakby w uśmiechu, zresztą po raz pierwszy i ostatni podczas tej naszej rozmowy.

– Piotrek zaczął się wtedy rozglądać za mieszkaniem. Mieliśmy mieć więcej czasu dla siebie, mieliśmy w końcu ustalić datę…

Sytuacja ją przerosła

– Okazało się, że pracownicy nie mogli mnie zastąpić. Nie radzili sobie, chociaż wydawało mi się, że wybrałam dobrze… Nie umiałam nimi zarządzać. Zamiast skupiać się na swoich zadaniach, ciągle gasiłam pożary i bez przerwy musiałam coś komuś wyjaśniać. Nie umiałam nad tym wszystkim zapanować…

Ciąża była niespodzianką… Piotrek pracował w domu, a ja musiałam po paru miesiącach wrócić do firmy, bo beze mnie wszystko by się zawaliło. Opieka nad Kacprem spadła na niego. Starałam się wracać wcześniej, ale pracy było coraz więcej…

Klienci, którzy na początku piali z zachwytu nad naszym produktem, zaczęli się wykruszać. Jeden po drugim – jak zepsute zęby. Nie miałam żadnego planu, nie wiedziałam, jak to naprawić. Czułam, że jestem zerem.

Ojciec miał rację. Wiedział, że do niczego się nie nadaję:

– Lepiej wracaj na etat, dzieckiem się zajmiesz, Piotrkowi obiad zrobisz… – wyjaśniał, kiedy szukając ratunku, zdradziłam mu, że mam kłopoty.

Okazało się, że jest gorzej, niż myślałam: nie dość, że nie radziłam sobie z firmą, to…

Pogubiła się…

– Zaraz kończę, synku. Jeszcze tylko jeden mail i już do Ciebie idę – obiecywałam. Z drugiego pokoju słyszałam krzyki, więc wkurzałam się coraz bardziej. Potrzebowałam chwili spokoju, tylko chwili. W końcu wpadłam w szał: wrzeszczałam i groziłam, że już nigdy nie obejrzy bajki. Zrobiło się cicho. Postanowiłam wykorzystać moment. Z jednej wiadomości zrobiły się dwie, a później kilkanaście. Nie wiem, jak długo pracowałam. Straciłam poczucie czasu.

Od jakiegoś klienta dostałam zwrotnego maila z informacją, że odpisze po weekendzie, bo spędza czas z rodziną. Dopiero wtedy sobie o nim przypomniałam, dopiero wtedy…

Kiedy wpadłam do jego pokoju, kucał na podłodze. Spomiędzy bladych jak papier paluszków wypływała ciemna krew. Chusteczkami próbował opatrzyć rozciętą nogę. Doskoczyłam do niego przerażona. Skulił się.

– Przepraszam, mamusiu, nie chciałem Ci przeszkadzać. Wiem, że musisz pracować…

Na szczęście rana nie była zbyt głęboka, nie ta w nodze…

Pamiętam, że następnego dnia lało. Weszłam do mieszkania zziębnięta i przemoczona, bo nie miałam parasola – jak zwykle bez planu i zabezpieczenia. To do mnie podobne. Zazwyczaj już w progu witały mnie opowieści Kacpra i komentarze Piotrka, dzięki którym mogłam wszystko zrozumieć. Tym razem usłyszałam tylko buczenie starej lodówki. Na stole znalazłam kartkę. Zostawił mnie… i zabrał dziecko.

Nie mogłam znaleźć w torebce tego cholernego telefonu. W końcu się udało. Usłyszałam Kacpra.

– Gdzie jesteś, kochanie? – starałam się mówić spokojnym, zwyczajnym głosem.

– Pojechaliśmy do babci. Tata mówi, że wrócimy, kiedy będziesz miała więcej czasu.

Wiesz, co znaczy tęsknić tak bardzo, że aż pęka Ci serce? Tak bardzo, że nie możesz już płakać? Tak bardzo, że chciałabyś umrzeć, żeby tylko pozbyć się bólu?

Więc umarłam. Nie wiem, jak odzyskać dziecko i męża, nie wiem, jak prowadzić firmę. Nie nadaję się do biznesu. Do niczego się nie nadaję…”

Była zupełnie sama…

W tamtym momencie swojego życia Patrycja nie wiedziała, że na jej problemy istnieją już sprawdzone rozwiązania. Nie pomyślała, że wiele z nas – kobiet przedsiębiorczyń – stawia czoła podobnym wyzwaniom. Nie miała pojęcia, że nam też brakuje czasu, pewności siebie, siły. Że wszystkie mamy czasem kłopoty, wszystkie przechodzimy kryzysy. Wszystkie walczymy ze stereotypami i oczekiwaniami. Prawda?

W końcu się przebudziła

Tamtego dnia, po jej opowieści, po prostu razem pomilczałyśmy.

Ale przyszła do mnie znowu. Opowiedziałam jej wtedy, jak może wypracować w firmie prostą strategię, dzięki której przestanie marnować czas na zastanawianie się, co dalej. Będzie mogła te godziny spokojnie spędzać z Kacprem i Piotrkiem. Wspomniałam, że może lepiej dopasować swój produkt do potrzeb rynku, żeby klienci chętnie za niego płacili. Wyjaśniłam, jak znaleźć świetnych pracowników i jak zorganizować ich pracę, żeby radzili sobie bez niej, nawet w trudnych momentach.

Martwisz się o Patrycję? Spokojnie. Silna z niej babka. Od tamtej rozmowy minął rok i wiele się zmieniło. Szkoda, że nie możesz jej teraz zobaczyć…

Możesz za to wykorzystać wskazówki, które jej dałam i w końcu stać się pewnym siebie liderem i właścicielem firmy, a nie jej kolejnym, zagubionym pracownikiem.

Spójrz na siebie. Rodzina, firma – sama do tego doszłaś. A kryzysy? Dopadają nas wszystkie, dlatego warto, żebyśmy w takich chwilach były razem – odważne, silne, biorące życie w swoje ręce.

Zapisz się na bezpłatny poradnik i dołącz do nas.

POBIERZ BEZPŁATNY (0 zł) PORADNIK

„Przebudzenie Przedsiębiorcy”

7 ważnych lekcji dla każdego właściciela (małej) firmy



  • Jak zmienić ciągłe "gaszenie pożarów" w firmie w stabilny wzrost,
  • 3 proste (i skuteczne) narzędzia, które sprawią, że Twoi pracownicy zawsze będą wiedzieli co i jak mają zrobić,
  • 5 kluczowych elementów strategii biznesowej, bez których nie osiągniesz wysokich zysków.

pp_new

Pobierając materiały, wyrażam zgodę na otrzymywanie newslettera i informacji handlowych od Coraz Lepszej Firmy.
Mogę cofnąć zgodę w każdej chwili. Dane będą przetwarzane do czasu cofnięcia zgody.
Monika Madejska

Ekspert rozwoju talentów - pomaga małym i średnim przedsiębiorcom odkrywać ich mocne strony i na ich bazie budować skuteczne firmy. Rozwiązuje problemy z zarządzaniem sobą oraz ludźmi w biznesie. Specjalistka w dziedzinie przeciwdziałania wypaleniu zawodowemu.