Inspiracje

Ten milioner miał 45 razy więcej szczęścia niż rozumu

Maciej Wojtas

Zaczynał jako pryszczaty nastolatek. Pierwszy tysiąc, pierwszy milion, pierwsza góra pieniędzy. Był uważany za człowieka, który ma nieprzyzwoite wręcz szczęście. Poznaj historię przedsiębiorcy, o którym Wikipedia, z niezrozumiałych powodów – milczy.

Czyja marketingowa rada jest najcenniejsza?

Jeśli czytasz książki biznesowe, słuchasz podcastów o prowadzeniu firmy albo oglądasz filmy na YouTube prowadzone przez marketingowych guru, to z pewnością zauważyłeś/zauważyłaś jedną (dziwną) prawidłowość.

Ta prawidłowość polega na tym, że przykłady biznesowe, na które powołują się autorzy, często są zawężone do dosłownie kilku nazwisk: Steve Jobs, Elon Musk, Jeff Bezos, Bill Gates, Mark Zuckerberg. Czasami dodawani są też Richard Branson, Ray Kroc czy Warren Buffett.

Zupełnie jakby na świecie nie było innych przedsiębiorców, prawda?

A tymczasem...

istnieją ludzie biznesu, którzy może nie rozpalają aż tak bardzo zbiorowej wyobraźni, ale ich historie są co najmniej porywające. Świetnym przykładem jest tutaj pewien brazylijski milioner prowadzący swoją działalność w latach 80. i 90. XX.

Nazwisko tego człowieka podam Ci na końcu tego artykułu, a tymczasem...

Przygotuj sobie coś do pisania!

Skoro już tu jesteś, nie marnuj czasu. Weź kartkę papieru i coś do pisania. Notuj to, co może przydać się w Twojej firmie. Na koniec powiem Ci coś, co prawdopodobnie mocno Tobą wstrząśnie. A na pewno lekko Cię zmiesza.

Od zera do… o, cholera, ile mam kasy!

W 1973 roku stopa wzrostu dochodu narodowego w Brazylii wzrosła w ciągu roku aż o 14%. Wydawać by się mogło, że lepiej być nie może. I faktycznie, lepiej już nigdy nie było. Było za to gorzej. Do tego stopnia źle, że w 1980 roku ten największy kraj kontynentu stał się najbardziej zadłużonym państwem świata.

Pomyśl, czy chciałbyś dorastać w kraju, który z racji swojej wielkości i bogactw naturalnych mógłby mieć totalnie wszystko, a zamiast tego pogrąża się w chaosie i beznadziei? Brazylijczyk, o którym Ci opowiem, raczej nie miał wyboru. Jego rodzina żyła na tamtych ziemiach od pokoleń.

Był dalekim potomkiem Indianki, której każda komórka pulsowała rytmem Amazonii i Europejczyka, który był zbyt ciekawy świata, żeby skazywać się na dożywocie w zapyziałej portugalskiej wiosce.

To dlatego w żyłach chłopca toczyła się nieustanna bitwa między tym, co dostał od matki, a tym, co przekazał mu ojciec. Pomiędzy tym, co odwieczne i niezmienne – i tym, co nowe, szalone i ekscytujące. Prawdziwa zagadka hematologiczna!

Chłopiec miał absolutnie niezwykłych przodków i... niezbyt odpowiedzialnych rodziców. Nie wchodząc w szczegóły: pewnego letniego, parnego dnia zniknęli na zawsze z jego życia. Został sam. Na szczęście.

„Dzień dobry, jestem szczęściarzem, a pan?”

W tym miejscu muszę na chwilę przerwać, ale zaraz wrócę do opowieści o Brazylijczyku.

Znasz może historię tego amerykańskiego milionera, który zaczynał od sprzedaży jabłek? Gdy był dzieckiem, wpadł na pomysł, że będzie sprzedawał świeże mekintosze bogatym mieszkańcom swojego miasta.

Kupił więc jeden owoc, umył go, a potem starannie wypolerował. Jabłko błyszczało się tak pięknie, że nie sposób było się mu oprzeć. Chłopiec wybrał się do pierwszego domu, który miał na swojej liście (grunt to chłodne planowanie!) i sprzedał jabłko o 50% drożej, niż je kupił.

Zamiast przejeść zyski – zainwestował je. Następnego dnia kupił dwa jabłka i poszedł do drugiego domu. Owoce były tak kuszące, że ich sprzedaż była czystą formalnością i przyjemnością. Jedno sprzedane jabłko, dwa sprzedane jabłka… trochę daleka droga do miliona, prawda?

Prawda. Trzeciego dnia chłopiec nie kupił już ani jednego jabłka. Trzeciego dnia dowiedział się o śmierci wujka, który przekazał mu cały majątek. Okrągły milion. I tak właśnie został milionerem.

ZANOTUJ: Warto zrobić research wśród bogatych członków rodziny. Kto wie, czy uśmiech fortuny nie jest bliżej, niż się spodziewasz. A tak zupełnie serio: inwestowanie zysków jest lepsze niż ich przejadanie.

Sprzedawca bananów

Brazylijczyk, o którym Ci opowiadam, również zaczynał od biznesu owocowego. Woził starym rowerem banany, próbując sprzedać je w bogatych dzielnicach Rio de Janeiro. Jedna paczka bananów, druga paczka… Daleka droga do miliona, prawda?

Na szczęście między jedną a drugą dostawą nasz bohater wpadł pod samochód i masakrycznie połamał obie nogi. Złamania były na tyle skomplikowane, że musiał trafić na wiele miesięcy do szpitala.

Kierowca, który go potrącił, był wyjątkowo porządnym człowiekiem. Należał do tajemniczej brazylijskiej organizacji, której członkowie musieli tak właśnie postępować. Postanowił więc zrobić wszystko, żeby naprawić wszystko, co tylko da się naprawić.

Codziennie odwiedzał chłopca w szpitalu. Kiedy tylko stan poszkodowanego się poprawił, załatwił mu najlepszego rehabilitanta. A potem, po paru latach… oddał mu rękę swojej córki. Bajka, normalna bajka!

ZANOTUJ: Przechodząc przez ulicę, rzucaj się pod koła samochodów z najwyższej półki. A tak zupełnie serio: jeśli wpaść w tarapaty, to najlepiej w bogatej dzielnicy Rio.

Miliony? Nie, dziękuję!

Kierowca, który spowodował wypadek, był wyjątkowo zamożnym mieszkańcem Brazylii. Oddając rękę swojej córki, liczył się z tym, że połowa majątku przypadnie przyszłemu zięciowi. Ten jednak miał dar wyczuwania problemów na odległość liczoną w miesiącach, a nawet czasem w latach.

Oświadczył, że nie chce żadnych pieniędzy i że podpisze umowę, na mocy której zrzeka się całego majątku żony. Trzy tygodnie po ślubie, kiedy nasz bohater był w podróży poślubnej, przyszła wiadomość o śmierci teścia. Cały jego majątek trafił w ręce jego córki.

Dysproporcja między majątkami była ogromna. Ale tylko przez krótką chwilę. Szybko okazało się, że zmarły pozostawił po sobie sporo długów, które trzeba spłacić. Stan kont młodej pary nieco się wyrównał się, choć żona nadal dysponowała dość znacznymi środkami.

ZANOTUJ: Zanim ożenisz się z ultrabogatą kobietą… A tak zupełnie serio: zainteresuj się zdrowiem członków rodziny żony, chuchaj i dmuchaj na każdego, kto wygląda niewyraźnie.

Niewolnica Isaura

Kilka lat później nasz bohater zaczął się zastanawiać, czy nie wrócić do handlu bananami. Wybrał się do znajomego, z którym kiedyś zaczynał swój mikroskopijny biznes.

Od słowa do słowa, od jednego kieliszka do drugiego – dotarł do informacji o tym, że jest taki kraj jak Polska i że z niewiadomego powodu serial Niewolnica Isaura cieszy się tam szaloną wręcz popularnością.

Mężczyzna dowiedział się od znajomego żony, który miał kontakty w telewizji, że ekipa twórców filmu planuje wyjazd tego do egzotycznego kraju w Europie. Żona użyła swoich wpływów, powołała się na bycie córką znanego ojca i załatwiła mężowi miejsce w zespole filmowców. To się nazywa mieć szczęście!

ZANOTUJ: Zrób listę osób, na które możesz się powołać. A tak zupełnie serio: wykorzystuj popularność innych, żeby płynąć razem z nimi na tej samej fali.

Polska 1985

Wśród wielu rzeczy, które dzieliły wówczas Brazylię i Polskę, jedna najbardziej zaskoczyła naszego bohatera: banany. A właściwie ich niemal całkowity brak. Jeśli znasz historię o dwóch sprzedawcach butów, to już wiesz, co stało się później. A jeśli nie znasz, to zaraz Ci ją opowiem.

Do jednego z biednych krajów wysłano dwóch sprzedawców butów. Pierwszy przybył do stolicy, spojrzał na tubylców i załamał się. Wszyscy chodzili boso. Drugi zareagował na ten widok dokładnie odwrotnie: skoro wszyscy chodzą boso, to każdy będzie potrzebował butów!

Musiało minąć ponad długich 7 lat, żeby nasz brazylijski bohater mógł spełnić swoje marzenie o sprzedaży hurtowych ilości bananów ludziom, którzy, na szczęście dla Brazylijczyka, przez niemal pół wieku byli odcięci od normalnego świata.

Jak nazywał się ten przedsiębiorca?

Szczerze mówiąc, nie wiem. Nie mam pojęcia nawet, czy taka postać w ogóle kiedykolwiek istniała. I co teraz? Najlepiej wyrzuć notatki, ponieważ nie są zbyt wiele warte.

Muszę Cię w tym momencie gorąco i szczerze przeprosić. Zastawiłem na Ciebie pułapkę. Ale zrobiłem to wyłącznie dla Twojego dobra, w szlachetnym celu.

Chciałem pokazać Ci, jakie niebezpieczeństwo może kryć się w bezrefleksyjnym albo mało refleksyjnym czytaniu poradników biznesowych i historii sukcesu przedsiębiorców.

Na co musisz uważać, czytając „książki biznesowe”?

Czytając historie przedsiębiorców – bierz pod uwagę ówczesne realia i okoliczności.

Nie zachowuj się jak ci, którzy rzucają szkołę albo studia, tłumacząc się, że to samo zrobił Steve Jobs. Albo jak ci, którzy słysząc o tym, że Whitney Houston albo inna piosenkarka zaczynała od chóru gospel, zapisują swoje dziecko na podobne zajęcia.

Zwracaj uwagę na kontekst miejsca – półki w północnokoreańskich sklepach wyglądają tak, jakby czekały na dostawę Twoich towarów, ale i tak nigdy ich nie zapełnisz (z wiadomych przyczyn).

Zwracaj uwagę na kontekst czasu – to, co w Polsce było kompletnie nierealne pod koniec 2019 roku, stało się możliwe zaledwie parę miesięcy później.

Zwracaj uwagę na kontekst kulturowy – otwieranie fermy trzody chlewnej w kraju, w którym jedzenie wieprzowiny nie jest mile widziane, nie będzie zbyt szczęśliwym pomysłem na biznes.

Kiedy warto robić notatki z biografii przedsiębiorców?

Moim zdaniem, takie podejście ma sens wtedy, gdy bardzo dokładnie znasz całą historię danego przedsiębiorcy. Na przykład kiedy wiesz, że człowiek ten miał dobrego znajomego osadzonego na szczytach władzy i w związku z tym posiadał dostęp do wiedzy niedostępnej dla zwykłego śmiertelnika. Albo kiedy dokładnie potrafisz rozgraniczyć to, co zostało przez niego wypracowane, a co okazało się efektem zwykłego farta.

Takie podejście ma jeszcze większy sens, gdy przedsiębiorca, o którym czytasz, pochodzi z Twoich czasów, Twojego miejsca, Twojego kontekstu kulturowego. O wiele łatwiej będzie Ci przeszczepić inspiracje pochodzące „stąd” niż z kraju i czasów, o których nie wiesz zbyt wiele.

Takie podejście ma największy sens, kiedy dana rada albo historia powtarza się na tyle często w życiorysach ludzi biznesu, że można na tej podstawie spróbować wyprowadzić jakiś ogólny wzór, zasadę, prawidłowość.

Stąd płynie prosty wniosek: im więcej dobrych książek biznesowych czytasz, tym bardziej trafne wnioski możesz konstruować. Trafne, czyli zbliżone do prawdy.

Dowody anegdotyczne

Oczywistym błędem jest opieranie swoich biznesowych decyzji na dowodach anegdotycznych. Na tych efektownych, ale jednorazowych przypadkach, w których więcej było szczęścia niż chłodnej kalkulacji opartej o statystyki.

Niestety, niektóre książki biznesowe lubują się w powtarzaniu tych samych przykładów, tych samych nazwisk, tych samych rozwiązań. Zupełnie jakby gdzieś istniała baza kejsów, z której raz po raz czerpią autorzy tego typu publikacji.

Oczywiście takie jednorazowe przykłady same w sobie nie są czymś złym. Gorzej, jeśli autor książki próbuje na ich podstawie wyciągać wnioski natury ogólnej.

Kwestia szczęścia (i pecha)

Spotkanie z kimś ważnym, otrzymanie spadku, wstrzelenie się w odpowiedni moment. A z drugiej strony: przegapienie ważnej zmiany, utrata majątku w katastrofie żywiołowej, śmierć wspólnika.

Co łączy te wydarzenia? Przypadek. Ślepy los. Jednym słowem rzeczy, które ciężko będzie powtórzyć u siebie. Wyciąganie wniosków biznesowych ze zdarzeń, w których główną rolę odegrał czysty przypadek – nie jest zbyt rozsądne.

Wniosek jest prosty

Lubisz czytać książki biznesowe i biografie przedsiębiorców? Super! Mam to samo.

Pamiętaj jednak, że masz możliwość (i jest ona na wyciągnięcie ręki), żeby uczyć się od ludzi, którzy od lat z powodzeniem prowadzą biznes w Polsce. Od ludzi, którzy żyją tu i teraz. Zmagają się ze znanymi Ci problemami.

Gdzie ich znaleźć? Na przykład w facebookowej zamkniętej grupie Coraz Lepszych Przedsiębiorców. Uwaga: żeby dostać się do tej grupy, musisz wykonać jeden mały krok: kliknij i dowiedz się więcej.

PS

Mam nadzieję, że nie gniewasz się o to, że Cię wkręciłem w tę brazylijską historię. W następnym artykule tej serii przedstawię Ci sylwetkę realnie istniejącego przedsiębiorcy.

PS 2

Pisanie tego artykułu było jednym wielkim eksperymentem. Pozwoliłem poprowadzić się tej historii. Nie miałem ani planu, ani pomysłu na nią. W efekcie praca nad artykułem zajęła mi mnóstwo czasu i kosztowała zbyt wiele energii. Czułem się jak gość, którego wsadzili do łódki bez wioseł i porzucili na środku oceanu.

Dlaczego Ci o tym piszę?

Ponieważ moje zachowanie przypominało to, co robią niektórzy przedsiębiorcy: „skakanie” od jednej książki biznesowej do drugiej, wyłapywanie w każdej z nich nowych idei – i w efekcie ciągłe zmiany pomysłów na prowadzenie firmy. Ciągłe zmiany kursu!

Pisząc artykuł, trzeba trzymać się planu i wytyczonego kursu.

Prowadząc firmę – tak samo! Przynajmniej przez jakiś czas.

(bo od czasu do czasu można pokusić się o mały pivocik ;)

Pobierz DARMOWY (0 zł) PORADNIK:

„100 pomysłów na duży rozgłos
bez wydawania dużych pieniędzy”



Znajdziesz w nim m.in. odpowiedzi na pytania:

  • Tanio, łatwo czy szybko? Czym najłatwiej zrazić do siebie klientów? Odpowiedź Cię zdziwi
  • Co działa na klientów znacznie lepiej niż rabaty? (strona 3)
  • Jak raz na zawsze zmniejszyć do zera liczbę klientów niezadowolonych z Twoich produktów? (strona 4)
  • Kiedy warto przyznać rację awanturującemu się klientowi (nawet gdy to on się myli), by zdobyć dzięki temu więcej nowych klientów? (strona 6)

100pom-form

Pobierając materiały, wyrażam zgodę na otrzymywanie newslettera i informacji handlowych od Coraz Lepszej Firmy.
Mogę cofnąć zgodę w każdej chwili. Dane będą przetwarzane do czasu cofnięcia zgody.
Maciej Wojtas

Pomaga rodzicom uczyć dzieci i odkrywać życiowe pasje (zobacz: Wojtas.Academy). Wydaje ebooki edukacyjne dla całej rodziny (zobacz: MaciejWojtas.pl). Chcesz czytać więcej jego tekstów? Zapisz się na ten newsletter.