Podobno pod koniec życia ludzie żałują nie tego, co zrobili, ale tego, czego nie zrobili. Bzdura! Żałuje się jednego i drugiego. Gdybym tylko mogła cofnąć czas... Stałam na schodach naszego domu. Podchodził powoli, jakby każdy krok sprawiał mu ból. Zatrzymał się kilka stopni niżej i popatrzył mi w oczy. Boże, ile było żalu w tym spojrzeniu. Podałam mu walizkę. Zamknęłam drzwi. Gdybym mogła cofnąć czas… Mówiłabym córce „przytul się” zamiast „nie przeszkadzaj”. Gdybym mogła cofnąć czas… Nie poświęciłabym dla firmy wszystkiego. Teraz jest już za późno…
– Ewa, co Ty mówisz? Masz dopiero 40 lat – wykrztusiłam zaskoczona. Wiedziałam, że jest jej trudno, ale nie miałam pojęcia, jaki ciężar w sobie nosiła.
– Czuję się jak staruszka. Kiedy się rozstaliśmy, straciłam nie tylko Tomasza. Ania postanowiła zamieszkać z nim, a nie ze mną. Wszystko przez tę cholerną firmę… – wycedziła przez zęby.
Słuchałam jej historii w napięciu. Niemal fizycznie czułam jej złość i rozpacz. Kiedy opowiadała, nie mogłam przestać myśleć: „Gdyby tylko ktoś pomógł jej wcześniej, gdyby wiedziała, że to wszystko można inaczej poukładać, że firma nie musi rujnować życia…”
Miała wszystko
„Ta firma to było spełnienie moich marzeń. Zawsze byłam trochę inna niż kobiety, które mnie otaczały.
Nie interesowało mnie zupełnie to, jak upiec karpatkę, zrobić soczysty schab, czy który proszek jest najlepszy na zaschnięte plamy. Podczas rodzinnych spotkań nie dosiadałam się do mamy i ciotek, bo wydawało mi się, że wokół tych spraw kręciło się ich życie. Dopiero wiele lat później zrozumiałam, o czym tak naprawdę rozmawiały…
Wolałam przysłuchiwać się tacie. Mówił o świecie, pracy, pieniądzach. To pociągało mnie o wiele bardziej.
Założyłam działalność tuż po studiach. Czułam się silna, samodzielna, byłam z siebie dumna. Zwłaszcza że wszystko układało się wspaniale.
Kiedy poznałam Tomasza od razu wiedziałam, że to miłość mojego życia. Szybko wzięliśmy ślub. Wiem, co myślisz, ale to nie było tylko zauroczenie, a decyzja nie była pochopna. Spędziliśmy razem 13 lat i bylibyśmy ze sobą do dziś, gdybym nie…
Chciała sama ze wszystkim sobie poradzić
Kiedy Ania poszła do przedszkola, w firmie pojawili się pierwsi pracownicy. Mieli mi pomóc, miało mi być lżej, a zamiast tego spadło na mnie jeszcze więcej obowiązków. Nie robili tego, co powinni, bez przerwy się kłócili, obwiniali, a w dodatku z biura zaczął znikać drobny sprzęt.
Czułam się odpowiedzialna za nich, za firmę i za rodzinę. Starałam się ogarniać wszystko, naprawdę… ale szybko zaczęło mi brakować sił. Musiałam wybierać. Zostawałam w biurze coraz dłużej i dłużej.
Budziłam Anię o 5.30. Czasem, kiedy mocno spała, po prostu wynosiłam ją zawiniętą w kocyk i w piżamkach zawoziłam do przedszkola. Zawsze byłyśmy pierwsze, a wychodziłyśmy ostatnie. Zdarzało się, że płakała, kiedy oddawałam ją opiekunce. To przecież nic takiego, dzieci często płaczą – tłumaczyłam sobie.
Nigdy nie zapomnę pewnego czwartku. W biurze panował chaos. Kolejny pracownik zwolnił się z dnia na dzień. Zlecenie, które miał przygotowywać od 2 tygodni, było nietknięte, a termin wypadał w piątek. W rozpaczy i panice zamknęłam się w gabinecie, odcięłam od świata i ratowałam sytuację. Kiedy ocknęłam się po 10 godzinach, zobaczyłam 28 nieodebranych połączeń z przedszkola.
Ania siedziała przy stoliku i rysowała, gdy wreszcie udało mi się dotrzeć na miejsce. Nie przybiegła do mnie, nie przytuliła się, w ogóle nie zareagowała. Od zbulwersowanej moim brakiem odpowiedzialności nauczycielki dowiedziałam się, że wcześniej bardzo płakała.
– Aniu, przepraszam, już nigdy się nie spóźnię – próbowałam porozmawiać z nią, kiedy wracałyśmy do domu. Milczała. – Aniu, popatrz na mamusię… – zaczęłam znowu.
– Nie mam mamy… Dzieci mówiły, że nie mam mamy…
I straciła to, co najcenniejsze
Pewnie myślisz, że po tej sytuacji wszystko się zmieniło? Tak. Na kilka dni. Potem zaczęłam pracować jeszcze więcej, bo zupełnie nie ufałam już pracownikom, bałam się powierzać im zadania.
Firma utknęła w martwym punkcie. Nie miałam czasu, by zastanowić się, co dalej, w którą stronę pójść. Ciągnęłam to wszystko, jak mogłam, z dnia na dzień. I z dnia na dzień było gorzej. Nasze produkty przestały się sprzedawać, a ja nie miałam pojęcia dlaczego.
Czas szybko mijał. Staraliśmy się z Tomaszem, ale nie mieliśmy dla siebie nawet chwili. Jest kierowcą. Kiedy wracał z kilkudniowej trasy oboje byliśmy tak zmęczeni, że zamienialiśmy ze sobą tylko kilka słów. Na początku głównie „kocham cię” i „tęsknię”, później chyba oboje o tym zapomnieliśmy.
Ania po szkole nigdy nie przychodziła do domu. Spędzała czas u koleżanek, zwykle aż do wieczora. Wmawiałam sobie, że to świetnie, że jest taka koleżeńska. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że tak naprawdę po prostu nie miała dokąd wracać.
Wiesz co jest najgłupsze? Czasem jej zazdrościłam. Ja nie miałam przyjaciół. Nie znalazłam czasu, żeby dbać o ludzi, dzwonić, spotykać się. Najgorsze były święta. Od nikogo nie dostawałam kartek, SMS-ów. Sama też nie miałam komu wysyłać życzeń. W moich kontaktach byli tylko klienci.
I ta cisza przy świątecznym stole, kiedy w końcu udawało nam się być razem, we troje. Ta cisza…”
Czy już za późno?
Ewa płakała. Nie wiedziałam, co powiedzieć, a to rzadko mi się zdarza. Tak bardzo żałowałam, że nie spotkałyśmy się wcześniej… Byłam pewna, że jej biznes można uratować, miałam na to gotowe, sprawdzone sposoby, ale bałam się o rodzinę…
Powiedziałam jej, jak może wypracować w firmie prostą strategię, dzięki której przestanie marnować czas na zastanawianie się, co dalej. Wspomniałam, że może lepiej dopasować swój produkt do potrzeb rynku, żeby klienci chętnie za niego płacili. Wyjaśniłam, jak znaleźć świetnych pracowników i jak zorganizować ich pracę, żeby radzili sobie bez niej, nawet w trudnych momentach. Tyle mogłam...
Zastanawiasz się, co z Ewą? To jedna z tych dziewczyn, które nigdy się nie poddają. Spotkałyśmy się niedawno. Wyglądała zupełnie inaczej, o 20 lat młodziej. Ciągle nie może się przyzwyczaić, że nie jest w firmie niezbędna. Naprawia relacje z Anią. Nie wrócili do siebie z Tomaszem, ale podobno często się spotykają, oczywiście, żeby rozmawiać o córce ;-) Szkoda, że nie możesz jej zobaczyć.
Możesz za to wykorzystać wskazówki, które jej dałam i w końcu stać się pewnym siebie liderem i właścicielem firmy, a nie jej kolejnym, zagubionym pracownikiem.
Spójrz na siebie. Rodzina, firma – sama do tego doszłaś. A kryzysy? Dopadają nas wszystkie, dlatego warto, żebyśmy w takich chwilach były razem – odważne, silne, biorące życie w swoje ręce.
Pobierz bezpłatny poradnik i dołącz do nas.
POBIERZ BEZPŁATNY (0 zł) PORADNIK
„Przebudzenie Przedsiębiorcy”
7 ważnych lekcji dla każdego właściciela (małej) firmy
- Jak zmienić ciągłe "gaszenie pożarów" w firmie w stabilny wzrost,
- 3 proste (i skuteczne) narzędzia, które sprawią, że Twoi pracownicy zawsze będą wiedzieli co i jak mają zrobić,
- 5 kluczowych elementów strategii biznesowej, bez których nie osiągniesz wysokich zysków.

Mogę cofnąć zgodę w każdej chwili. Dane będą przetwarzane do czasu cofnięcia zgody.
Monika Madejska
Ekspert rozwoju talentów - pomaga małym i średnim przedsiębiorcom odkrywać ich mocne strony i na ich bazie budować skuteczne firmy. Rozwiązuje problemy z zarządzaniem sobą oraz ludźmi w biznesie. Specjalistka w dziedzinie przeciwdziałania wypaleniu zawodowemu.