Jakbym dostał czymś w głowę.
Tak się czułem. Niby przytomny, ale zupełnie nie wiedziałem, co się dzieje wokół mnie. Byłem tam, patrzyłem im prosto w oczy, śledziłem wzrokiem poruszające się usta i zupełnie nie rozumiałem, co do mnie mówią.
Jaki komornik? Jakie długi? Moja firma miałaby mieć długi? Moja firma?!
– Nie zdawałeś sobie z tego sprawy? – zapytałem, kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy.
– Dopiero po dłuższej chwili zrozumiałem, co się dzieje. Znowu zatrudniłem nieodpowiedniego człowieka. Nie umiał policzyć rentowności sprzedaży, rozdawał rabaty na lewo i prawo. Nie słuchał, kiedy mówiłem mu, że obniżając cenę o 10%, na każdym zamówieniu tracimy 33% zysku. Zwolnił się w zeszłym miesiącu, a ja nie zauważyłem, w jakie kłopoty mnie wpędził.
Nie zauważyłem, bo byłem zajęty gaszeniem codziennych pożarów. Walczeniem o klientów, którzy odchodzili jeden po drugim. Zatrudnianiem ludzi, którzy ciągle się wykruszali. Walczyłem ze snem, z czasem…
I wiesz, z kim jeszcze? Wiesz, kto jeszcze stanął mi na drodze do sukcesu w biznesie?
– Kto? – zapytałem, spodziewając się, że chodzi o konkurencję. Usłyszałem jednak coś zupełnie innego…
Walczył dzielnie
– Założyłem firmę, kiedy mnie zwolnili, ale to nie był powód. Od dawna marzyłem o własnym biznesie. Wiesz, pracowałem w branży wiele lat, znałem się na robocie, miałem listę potencjalnych klientów, którzy mnie cenili.
– Myślałeś, że będzie łatwo?
– Nie wiedziałem, że praca na swoim aż tak bardzo różni się od pracy u kogoś. Tam byłem odpowiedzialny tylko za swoją działkę, u siebie muszę pilnować wszystkiego.
Na początku szło mi naprawdę nieźle. Klienci rzeczywiście chętnie korzystali z moich usług i byli zadowoleni, polecali mnie znajomym.
Wszystko zaczęło się sypać, kiedy było ich już tak wielu, że przestałem radzić sobie sam. Przytłoczyły mnie papiery, przerosła organizacja spotkań, spinanie terminów.
W końcu zdecydowałem, że zatrudnię ludzi i kamień spadł mi z serca. Cieszyłem się, że wreszcie ktoś zdejmie ze mnie kawał ciężaru. Ogarnie ten cały bałagan, położy wszystkie sprawy na swoje miejsce i obsłuży klientów.
Chyba nigdy w życiu tak się nie rozczarowałem. Po miesiącu wdrażania i trzymania za rączkę pracownicy nadal ciągle potrzebowali mojej pomocy. Bez przerwy o coś pytali, przychodzili z drobiazgami, nie wiedzieli, co robić, gdy tylko sytuacja minimalnie odbiegała od standardowej. Przywalili mnie taką ilością drobnicy, że nie miałem czasu na własne obowiązki.
Zupełnie się pogubił
– Musiałem jakoś go zdobyć. Czas. Zacząłem wracać do domu najpierw godzinę później, potem dwie, trzy. W końcu stałem się tam gościem. Często wchodziłem, kiedy wszyscy już spali, a wychodziłem, gdy jeszcze spali.
Tłumaczyłem sobie, że to dla ich dobra, że dzięki temu będą mieli wszystko, a przynajmniej to, czego najbardziej potrzebują.
Nie miałem innego wyjścia, Paweł… Wiesz przecież, że inaczej się nie da, prawda?
– Co było potem? – spytałem, bo wiedziałem, że to jeszcze nie pora na rady, że jeszcze nie powiedział wszystkiego.
– Potem poszło z górki, to znaczy… stoczyłem się na samo dno. Zatrudniłem kolejnych ludzi, którym starałem się wbić do głowy, że mają być samodzielni i nie zawracać mi dupy każdą pierdołą. I zobacz, jak to się skończyło – długami, komornikiem.
Ale nie to jest najgorsze. Byłem w takim stanie, że każdy, kto zajmował mi niepotrzebnie czas, stawał się moim wrogiem. Każdy. Nie chciałem stracić ani minuty – Andrzej wziął głęboki oddech.
Żona przestała o mnie walczyć po kilku miesiącach. Nie dziwię się. Sam bym ze sobą nie wytrzymał. Byłem opryskliwy, wiecznie wkurzony, nie chciałem wiedzieć o niczym, co nie było związane z firmą. Była moim wrogiem numer 2.
– Dwa? – zapytałem. – A kto był jedynką?
– Franio – powiedział ciszej. – Mój 10-letni syn. Kiedy był malutki, a ja pracowałem na etacie, spędzaliśmy razem mnóstwo czasu. On nawet tego nie pamięta, ale dla mnie to najpiękniejsze wspomnienia w życiu. Uwielbiał, kiedy woziłem go na sankach i jak lepiliśmy bałwana…
Miał 3 czy 4 lata, kiedy założyłem działalność. Na początku starałem się zawsze znajdować dla niego chwilę, bo jest dla mnie najważniejszy, ale później, gdy zaczęły się kłopoty i spadł na mnie ten cały bałagan, musiałem się odciąć. Musiałem, bo zajmował mój „cenny” czas, moje myśli. Rozpraszał mnie.
Na początku dzwonił codziennie i pytał, kiedy wrócę, kiedy się pobawię. Umawiałem się z nim, a potem… Żona opowiadała, że czasem cały wieczór siedział w swoim pokoju, z rozłożonymi i przygotowanymi do zabawy klockami. I czekał na mnie…
A ja nie dotrzymywałem słowa. Raz, drugi, trzeci. W końcu przestałem odbierać telefony z domu. Nie miałem siły znowu odmawiać swojemu dziecku, które prosiło tylko o to, żebym spędził z nim czas. Kiedyś nie wytrzymałem. Krzyczałem, że ciągle mi przeszkadza, że ma się sam sobą zająć, że nie mam czasu na głupie zabawy.
Już nie dzwoni… Pozbyłem się największego wroga mojego biznesu…
Szkoda, że nie wiedział o rozwiązaniach, które mogły zapobiec katastrofie
Z każdym słowem Andrzeja upewniałem się, że mogę pomóc mu rozwiązać problemy z firmą. Jego kłopoty w biznesie były typowe. Doradzaliśmy w takich sprawach setki razy. Z rozwiązań, które mu zaproponowałem, skorzystało już 16 400 przedsiębiorców i czystym sumieniem mogłem znów je powtórzyć.
Andrzej był doskonałym przykładem tego, jak źle może się skończyć nieumiejętne prowadzenie rekrutacji. Podpowiedziałem mu więc, jak przyciągnąć do siebie najlepszych ludzi i na jaki element musi koniecznie zwrócić uwagę, jeśli zależy mu na stałej i udanej współpracy.
Martwiło mnie to, że nie umie egzekwować wykonywania obowiązków, że popada ze skrajności w skrajność – albo robi wszystko za pracowników, albo zupełnie niczego nie kontroluje. Podsunąłem mu pomysł na to, jak zorganizować zadania, żeby jego ludzie wykonywali je na czas i zgodnie z ustaleniami, żeby chętnie brali na siebie odpowiedzialność.
Zdziwiłem się, że nie miał żadnego pomysłu na przyszłość, że nie pomyślał o oczywistym elemencie, który mógł pomóc mu uporządkować całą firmę. Zdradziłem, co to takiego i żałowałem, że nie spotkaliśmy się wcześniej, że wcześniej nie poznał rozwiązań, które już dawno mogły uratować jego finanse i dzięki którym mógłby więcej czasu spędzać z rodziną.
Trudno było mi przekonać doświadczonego przedsiębiorcę, że nie jest swoim własnym pracownikiem, że powinien podzielić swój czas pracy w proporcjach 70 do 30. Nie mógł uwierzyć, że aż tak wiele czasu ma poświęcać na coś, czym dotychczas w ogóle się nie zajmował.
Dopytałem go o klientów, którzy zaczęli od niego odchodzić. Po tym, co mi powiedział, powód był dla mnie oczywisty. Andrzej go nie dostrzegał, bo przez przemęczenie, nie potrafił przyjrzeć się sytuacji na chłodno. Byłem przekonany, że jeśli tylko zadba o jeden podstawowy element, odzyska tych ludzi.
Klientów mógł odzyskać naprawdę szybko... Niestety nie wiedziałem, czy uda mu się odzyskać te osoby, na których zależało mu znacznie bardziej. Tu nie miałem prostych rad.
Jeśli chcesz, też możesz wykorzystać rozwiązania rozpędzające biznes
Szczerze mówiąc, nie widziałem entuzjazmu w oczach Andrzeja, kiedy krok po kroku tłumaczyłem mu, co powinien zrobić. Nie zdawał sobie sprawy, że tak proste do wdrożenia, tak fundamentalne zasady postawią jego biznes na nogi.
Zdradziłem mu rozwiązania sprawdzone w boju setki razy. Pięć podstawowych, ale absolutnie niezbędnych elementów, o których mu opowiadałem, zawsze skutkowało tym samym – rozwojem firm.
Jeśli chcesz wiedzieć, co to za elementy, jeśli czujesz, że w Twojej firmie nie wszystko działa dobrze, jeśli harujesz dzień i noc, a wyniki wciąż nie są takie, jakbyś chciał – bardzo proszę. Wszystko spisaliśmy, żeby móc pomagać każdemu, kto tego potrzebuje. Poradnik „Przebudzenie przedsiębiorcy” jest zupełnie za darmo.(0 zł)
Poniżej jest formularz – wystarczy, że się zapiszesz. Tylko tyle.
A jeśli chodzi o Andrzeja… Przypadkiem spotkałem go niedawno w sklepie. Razem z Frankiem kupowali narty. Szykowali się już do wspólnego wyjazdu. O długach nie było mowy. W dodatku tak podkręcił sprzedaż, że wciąż musiał zatrudniać nowych ludzi. Tym razem byli to ci właściwi. Tacy, dzięki którym odprężony mógł spędzać czas z dzieckiem.
Zrobił na mnie wrażenie swoim spokojem i pewnością siebie. Był naprawdę dumny...
Twoja historia też może skończyć się dobrze. Wiem to. Po prostu się zapisz. Za darmo. (0 zł)
POBIERZ BEZPŁATNY (0 zł) PORADNIK
„Przebudzenie Przedsiębiorcy”
7 ważnych lekcji dla każdego właściciela (małej) firmy
- Jak zmienić ciągłe "gaszenie pożarów" w firmie w stabilny wzrost,
- 3 proste (i skuteczne) narzędzia, które sprawią, że Twoi pracownicy zawsze będą wiedzieli co i jak mają zrobić,
- 5 kluczowych elementów strategii biznesowej, bez których nie osiągniesz wysokich zysków.

Mogę cofnąć zgodę w każdej chwili. Dane będą przetwarzane do czasu cofnięcia zgody.
Paweł Królak
Przedsiębiorca i strateg biznesowy, założyciel, prezes zarządu i największy akcjonariusz Grupy Coraz Lepsza Firma S.A.
W ciągu zaledwie kilku lat zbudował od zera firmę wartą ponad 30 milionów złotych na rynku, na którym wszyscy mówili, że to absolutnie niewykonalne. Dziś firma obsługuje ponad 8000 klientów, zatrudnia 30 osób i rośnie w tempie Doliny Krzemowej (dwucyfrowe wzrosty miesiąc do miesiąca).
Gościnnie wykłada na studiach biznesowych i MBA, pisze książki i niezliczone artykuły.