Prawo biznesu

Ja się narobiłem, a jak poprosiłem o zapłatę za moją usługę, usłyszałem, że była do niczego, a pieniędzy nie dostanę! Co robić?

Rafał Horończyk

– Julia, ja naprawdę nie rozumiem. Mnóstwo czasu spędziłam nad tym, by znaleźć jej dokładnie takie mieszkanie, jakiego chciała. Pamiętasz, że to nie było łatwe. A jednak mi się udało! To nie moja wina, że teraz nagle stwierdziła, że to ona sama znalazła to mieszkanie! A w tych negocjacjach ceny też chciałam uczestniczyć! Po to do niej dzwoniłam z dziesięć razy – chciałam zrobić to, co do mnie należy. Ale ona na własną rękę umówiła się na spotkanie ze sprzedającym! Olała nas!

– Kasiu, wszystko wiem i pełna zgoda, ale jak ja Ci tę prowizję zapłacę, to sama będę w plecy.

– Przecież widzisz, że dałam z siebie wszystko i wywiązałam się z moich obowiązków, a zbliża mi się termin raty do opłacenia…

– Kasiu, ale ja tych pieniędzy nawet nie mam…

Taki dialog mógł się wywiązać pomiędzy Julią, właścicielką biura pośrednictwa nieruchomości, a jej pracowniczką po tym, jak się dowiedziały, że ich klientka nie chce zapłacić im za ich usługi.

Przyjrzyjmy się tej sytuacji bliżej.

Przeczytaj, a zrozumiesz lepiej:

  • co zrobić, gdy klient powiedział Ci, że nie zapłaci za wykonaną usługę, a Ty wiesz, że te pieniądze najzwyczajniej Ci się należą;
  • jak to się dzieje, że czasem sprawa sądowa kończy się, zanim na dobre się zacznie, czyli czym jest nakaz zapłaty;
  • czemu ludzie jedno mówią, a później zupełnie co innego piszą;
  • no i oczywiście: czy Julia odzyska swoje pieniądze.


Zapowiada się ciekawie? Sprawdźmy w takim razie…

Co się w ogóle wydarzyło?

Julia wcześniej pracowała w innej firmie pośrednictwa nieruchomości. Postanowiła ją opuścić po tym, gdy szef powiedział jej, że nie dostanie prowizji za sfinalizowaną transakcję, bo sam nie dostał pieniędzy od klienta. Julii się to stanowczo nie spodobało. Uznała, że to niesprawiedliwe, odeszła z firmy i założyła własną.

Postanowiła wtedy, że jej firma będzie wolna od tego typu sytuacji. Początki nie były łatwe. Jednak po jakimś czasie biznes zaczął przynosić zyski, co pozwoliło jej zatrudnić pracowników. Była dumna z tego, że prowadzi firmę w zgodzie ze swoim sumieniem i uczciwie traktuje swoich pracowników.

Pewnego dnia do drzwi biura nieruchomości zapukała pani Jadwiga. Potrzebowała pomocy przy zakupie mieszkania, a przeglądając pozytywne referencje Julii w internecie, postanowiła zwrócić się z prośbą o pomoc właśnie do niej. Pani Jadwiga spotkała się z Katarzyną, jedną z pośredniczek zatrudnionych w firmie. Ustaliły, jakiego rodzaju mieszkanie interesuje panią Jadwigę, i podpisały umowę pośrednictwa w kupnie nieruchomości.

Katarzyna niezwłocznie przystąpiła do pracy. Nie kojarzyła, by takie mieszkanie sprzedawał któryś z klientów biura, więc zaczęła szukać. Znalazła! Pasowało, jak ulał. Uzgodniła z właścicielem mieszkania i panią Jadwigą termin spotkania, by ta ostatnia mogła obejrzeć nieruchomość. Wszystko szło zgodnie z planem. Klientka sprawiała wrażenie bardzo zadowolonej.

Katarzyna spodziewała się, że w ciągu kilku dni pani Jadwiga się z nią skontaktuje, prosząc o umówienie terminu u notariusza, by zawrzeć przedwstępną umowę kupna. Jednak telefon milczał. Postanowiła więc zadzwonić sama.

Próbowała kilka razy, ale klientka nie odbierała. Raz tylko wysłała wiadomość SMS, że oddzwoni, ale nie spełniła obietnicy.

Dopiero po dwóch tygodniach pani Jadwiga odebrała telefon od Katarzyny. Podziękowała za pomoc i powiedziała, że mieszkanie już kupiła. Katarzyna ucieszyła się i pogratulowała decyzji. Julia przesłała na maila pani Jadwigi fakturę za usługę.

Niemniej pomimo upływu terminu płatności faktura nie została opłacona. Katarzyna ponownie próbowała się dodzwonić do pani Jadwigi. Bezskutecznie.

Minął miesiąc od wystawienia faktury. Julia postanowiła wysłać pani Jadwidze wezwanie tradycyjną pocztą.

Po dwóch tygodniach dostała w odpowiedzi pismo… z kancelarii prawnej.

Julia dowiedziała się z niego, że:

  • jako pośredniczka w sumie nic nie zrobiła, a pani Jadwiga sama znalazła sobie mieszkanie;
  • stawka wynagrodzenia była za wysoka i nie można zmuszać konsumenta do jej zapłacenia;
  • Kasia nie uczestniczyła w negocjacjach ceny mieszkania;
  • Kasia nie znała również informacji wskazywanych przez prawnika pani Jadwigi jako kluczowych, na przykład tego, jaką formą prawa spółdzielczego objęte jest mieszkanie;
  • a tak w ogóle to Kasia nie interesowała się panią Jadwigą – nie sprecyzowano jednak, jak się to objawiało;

a w związku z tym wszystkim pani Jadwiga nie opłaci faktury.

Julia się załamała. Z jednej strony wiedziała, że pismo było mieszanką manipulacji i zwykłych kłamstw. Przecież to było sprzeczne choćby z tym, co pani Jadwiga mówiła Katarzynie przez telefon!

Z drugiej strony, o ile nie zgadzała się z treścią pisma, o tyle należało przyznać, że miało ono wszystko, by nazwać je na swój sposób… profesjonalnym. Było wydrukowane na papierze czerpanym, z ładnym logo. W treści było dużo trudnych słów i paragrafów. Umowa, którą zawarto z panią Jadwigą, nie była po prostu umową – to była „umowa o pośrednictwie kupna nieruchomości z dnia 1 października 2017 r. (dalej zwana „umową”)”.

Pomiędzy Julią a Kasią wywiązał się dialog, który zdążyłeś poznać, Drogi Czytelniku, na samym początku tego artykułu. Znając motywy, które kierowały Julią, gdy zakładała firmę, pewnie podejrzewasz, jak się zakończył…

Zapłaciła Katarzynie.

Teraz Julia była w plecy o kolejne pieniądze. Z dobrze wykonanej pracy nie tylko nie miała zysku. Była już wprost stratna…

W całej tej sytuacji najgorsze było to, że czuła, że racja jest po jej stronie. Co z tego jednak, skoro nie było po jej stronie wynagrodzenia?

Julia przygotowała i wysłała odpowiedź do kancelarii. Wraz z Katarzyną przygotowały ją najlepiej, jak potrafiły. Wskazały na to, że argumenty przedstawione w piśmie kancelarii nie mają wiele wspólnego z rzeczywistością. Mimo to ani kancelaria, ani pani Jadwiga na pismo już nie odpowiedziały.

Adwokat, z którym Julia stale współpracowała, wytłumaczył jej, że w tej sytuacji może wybrać jedną z dwóch dróg: albo nie robić nic, albo skierować sprawę do sądu. Wyjaśnił również, że działania pani Jadwigi i jej kancelarii mogą oznaczać ich gotowość do długotrwałego procesowania się, a „długotrwały” proces ciągnie się od kilku miesięcy do… kilku lat.

Nie bez wahania, ale Julia postanowiła powiedzieć „sprawdzam” i złożyć pozew do sądu. Przygotowała się psychicznie na długą batalię. Zainwestowała 5% dochodzonej przez siebie kwoty w opłatę sądową. Wiedziała też, że gdyby sprawę przegrała, pieniądze te utraciłaby bezpowrotnie.

I co się stało?

Sytuacja wydała się dla sądu na tyle klarowna, że wydał nakaz zapłaty. Oznaczało to, że kolejny ruch należał do pani Jadwigi. Mogła przyjąć następujące rozwiązania:

  • w ciągu dwóch tygodni od doręczenia jej nakazu zapłaty wytłumaczyć sądowi, że Julii żadne pieniądze się nie należą;
  • zapłacić Julii nie tylko należne jej wynagrodzenie wraz z odsetkami, lecz również zwrócić koszty procesu sądowego w postaci opłaty (wspomniane 5% dochodzonej kwoty) i kosztu zaangażowania przez Julię adwokata;
  • nie zrobić nic.

Julia była przekonana, że pani Jadwiga zechce się sądzić, wskazując argumenty, na które powoływała się wcześniej w piśmie.

I jak skończyła się ta sprawa?

Pani Jadwiga nie zrobiła nic. Naprawdę. Zupełnie nic. Ani ona, ani jej prawniczka nie odpowiedziały nawet na wydany nakaz zapłaty. To oznaczało, że po dopełnieniu formalności Julia była w posiadaniu dokumentu gotowego do przekazania komornikowi.

Wiedziała, że to jeszcze nie koniec. Mogło się bowiem okazać, że pani Jadwiga nie ma żadnych aktywów stanowiących jej własność, które komornik mógłby zająć. Była jednak spokojna z jednego powodu: gdyby nawet jej była klientka nie miała żadnych pieniędzy na koncie w banku, to miała przecież… kupione z udziałem biura pośrednictwa Julii mieszkanie. W skrajnej sytuacji komornik musiałby przeprowadzić licytację tego mieszkania, z której to ceny sprzedaży dopiero zwróciłby pieniądze Julii.

Na szczęście nie było to potrzebne. Przelew z pełną kwotą dotarł do Julii w ciągu tygodnia od złożenia wniosku do komornika. Nie mogła uwierzyć. Pogodziła się z myślą, że albo swoich pieniędzy nie odzyska i tylko wykosztuje się na sprawę sądową, albo je odzyska, tylko nie wiadomo kiedy.

Finał tej sprawy skłania do tego, żeby inaczej spojrzeć na treść pisma od prawnika pani Jadwigi. Jego celem nie było rzeczowe przedstawienie stanowiska pani Jadwigi, a jedynie zniechęcenie Julii do dochodzenia swoich roszczeń na drodze sądowej, ponieważ była to jedyna legalna droga przymuszenia pani Jadwigi do zapłaty za wykonaną usługę.

Zrezygnowanie ze skierowania sprawy do sądu oznaczałoby, że pani Jadwiga otrzymałaby usługę biura Julii zupełnie za darmo. Być może pani Jadwiga i jej prawniczka wiedziały, że Julia udowodni swoją rację przed sądem, a odwrócenie tego procesu byłoby bądź bardzo trudne, bądź nawet niewykonalne. W tej sytuacji dla pani Jadwigi jedynym wyjściem było podjęcie próby odwiedzenia Julii od planu skierowania sprawy do sądu.

Julia jednak się nie dała. Ryzykowała od pierwszego dnia, kiedy założyła firmę. Postanowiła zaryzykować i tym razem. Opłaciło się.

Co z tego miała wygrana, a co straciła przegrana?

Julia z zupełnie przegranej stała się kompletnie wygraną. Nie tylko odzyskała swoje wynagrodzenie, ale była też do przodu o odsetki naliczane od pełnej kwoty od terminu zapłaty do dnia uiszczenia przelewu przez komornika.

Wartość tego wszystkiego jednak nie mogła się równać z wartością jeszcze czegoś innego, o co też była do przodu. Z satysfakcją. Satysfakcją z tego, że praca w jej firmie nie poszła na marne.

W dodatku nie musiała nic zapłacić adwokatowi, który jej pomógł. Ten został opłacony przez… panią Jadwigę, którą obciążono jego kosztem, tak jak i opłatą od pozwu (te 5% kwoty wynagrodzenia Julii).

A jak wygląda sytuacja przegranej – pani Jadwigi? Nie tylko musiała finalnie zapłacić za usługę, ale też ponieść wszystkie koszty procesu. Skutkiem tego ostatecznie zapłaciła prawie dwa razy więcej, aniżeli wynosiło pierwotne wynagrodzenie Julii. Co więcej, pewnego poranka po zalogowaniu się do bankowości elektronicznej dowiedziała się, że na jej koncie jest komornik.

Jakie wnioski płyną z tej historii dla Ciebie?

  1. Jeżeli z jakiegokolwiek powodu nie decydujesz się na pobieranie swojego wynagrodzenia bądź zapłaty za swój towar z góry, bądź gotowy na to, że, chcąc uzyskać swoje pieniądze, będziesz musiał udowodnić to, że Ci się należą. Dopiero to pozwoli Ci albo przekonać drugą stronę do dobrowolnej zapłaty, albo, gdyby ta się przekonać nie dała, przekonać do tego sąd.
  2. Pamiętaj, że po drugiej stronie sporu też jest człowiek, a ludzie czasem nieprawidłowo oceniają swoją sytuację. Gdyby pani Jadwiga znała upór Julii, nie zdecydowałaby się raczej na ryzyko, by zostać pozwaną, a przez to finalnie przegrać sprawę i niemal podwoić swoje koszty związane z usługą pośrednictwa w kupnie mieszkania.
  3. Sprawa sądowa to nie zawsze wiele lat procesowania się. Czasem udaje się to załatwić szybciej, jeżeli Twój przeciwnik nie podejmie żadnej obrony. Istota wydanego przez sąd nakazu zapłaty polega na tym, że pozwala zamknąć każdą sprawę o zapłatę bez rozprawy. Jeżeli w pozwie wskazałeś konkretną kwotę, jaką chcesz uzyskać, przedstawiając, w jaki sposób ją obliczyłeś, istnieje duża szansa na taki korzystny dla Ciebie obrót spraw. Pomocne jest również, gdy kwota ta jest wskazana w dokumencie (np. fakturze).


    Gdyby coś takiego w polskim prawie nie istniało to nawet przy pełnej bezczynności osoby pozwanej sąd musiałby przeprowadzić co najmniej jedną rozprawę. Na rozprawy czeka się bardzo długo, a po doświadczeniach pandemicznych – od 2020 r. czas ten uległ tylko wydłużeniu. Z praktyki funkcjonowania kancelarii mogę Ci powiedzieć, że większość spraw o zapłatę kończy się właśnie w ten sposób.

  4. Wygrana sprawa to nie zawsze wygrane pieniądze. Pamiętaj, że nie dostaniesz nic, jeżeli w momencie rozpoczęcia pracy przez komornika Twój kontrahent nic nie ma. Z tego względu nieraz dobrze wiedzieć, jakimi aktywami dysponuje Twój kontrahent.
  5. Z działań pani Jadwigi też można wynieść ciekawą lekcję. Gdy wiesz, że czeka Cię potyczka, której nie wygrasz – staraj się jej uniknąć.

Czy jednak to, co zrobiła Julia, zawsze jest najwłaściwszym krokiem? Każda sytuacja jest trochę inna. W następnym artykule opowiem Ci o takiej, w której podobne działanie naszej bohaterki byłoby brzemiennym w skutki błędem.

PS
Pani Jadwiga później nawet dzwoniła do Katarzyny. Nie była zadowolona. Gdy Julia o tym słuchała, myślała sobie tylko jedno: „Dobrze jej tak”. Teraz po jej stronie była już nie tylko prawda, ale i wynagrodzenie za dobrze wykonaną pracę.

Pobierz bezpłatnie (0 zł) poradnik

Obowiązki Przedsiębiorcy w Polsce



Dowiesz się m.in.:

  • czy na pewno legalnie prowadzisz swój biznes,
  • do jakich ustępstw na rzecz klienta zobowiązuje Cię prawo,
  • o jakich obowiązkach prawnych lepiej nie zapominać.

obowiazki-przeds-form

Pobierając materiały, wyrażam zgodę na otrzymywanie newslettera i informacji handlowych od Coraz Lepszej Firmy.
Mogę cofnąć zgodę w każdej chwili. Dane będą przetwarzane do czasu cofnięcia zgody.
Rafał Horończyk

Adwokat – specjalista w zakresie obsługi prawnej przedsiębiorców. Ekspert w zakresie prawa odzyskiwania należności, sporządzania umów i tworzenia spółek. Przedsiębiorca prowadzący własną kancelarię adwokacką oraz zaangażowany uczestnik społeczności przedsiębiorców. Tłumacz języka prawniczego na język nieprawniczy i języka nieprawniczego na prawniczy. Uczestnik Programu Rozwoju CorazLepszaFirma.pl, który nieustannie pracuje nad rozwojem swojego biznesu.