Każdy z nas przychodzi na świat z jakimś talentem. Szczęśliwcom udaje się przekuć go nie tylko w pasję, ale i zawód. Tak rodzą się przedsiębiorcy.
Nie każdy wie jednak, jak wykorzystać swoje mocne strony, by rozwinąć działalność i wykreować markę. I tutaj do gry wkracza Katarzyna Sznajder, trenerka biznesu, coachka i terapeutka, która pomaga Coraz Lepszym Przedsiębiorcom wzrastać w siłę i budować coraz lepsze firmy.
Osobisty Kompas Rozwoju to program, dzięki któremu odkryła – i uwolniła! – potencjał wielu właścicieli przedsiębiorstw. Chcesz do nich dołączyć? Poznaj naszą specjalistkę i metody jej pracy.
Wierzy Pani – bazując na pracy coachingowej – że każdy rodzi się z jakimś talentem?
Jestem o tym przekonana! Kiedy poznałam narzędzia, za pomocą których można odkrywać swoje talenty i realnie wykorzystać je w życiu, poczułam, że to jest właśnie to, co chcę robić zawodowo. To jest ta zmiana, którą chcę widzieć w świecie i pracy z moimi klientami.
Najczęściej jest jednak tak – i to dotyczy nas wszystkich – że nie zwracamy uwagi na swoje talenty. Bywa, że je deprecjonujemy, z ogromną szkodą dla nas samych. Gdy na przykład jakaś czynność przychodzi nam z dużą łatwością, zwykliśmy sądzić, że to przecież nic wyjątkowego, to takie normalne i zawsze tak było, a poza tym „wszyscy to potrafią”. No właśnie nie! Patrzymy na innych przez swój pryzmat, a jesteśmy tak różnorodni…
Każdy z nas – bez wyjątku! – został wyposażony w konkretne zasoby, a wymienianie się nimi stanowi jedną z największych wartości w życiu. Kiedy ludzie odkrywają, jaki dar otrzymali i świadomie zaczynają z niego korzystać, odnajdują pełnię w życiu. I cel, i sens.
Tylko jak przebudzić i wykorzystać talent, skoro nawet nie uświadamiamy sobie, że on w nas drzemie?
Albo – co gorsza! – sami go usypiamy! Bo nawet jeśli uświadamiamy sobie nasz talent, możemy wpaść w pułapkę cudzych wyobrażeń o naszych predyspozycjach i przyszłości zawodowej.
Na przykład ktoś lubi matematykę i jest w niej świetny, osiąga bardzo dobre wyniki, bierze udział w szkolnych olimpiadach… i z tego powodu otoczenie postrzega go, za kilka czy kilkanaście lat, jako analityka finansowego, a to wcale nie musi być jego życiowa droga. Bo tenże „wymarzony” przez rodzinę analityk może później żałować: „Kurczę, lubiłem w liceum matmę, ale nigdy nie marzyłem o pracy w sektorze finansowym. To nie jest coś, co kocham”. Może bardziej pociągały go rzeczy związane ze sztuką? Może jako artysta lepiej by się zrealizował?
I wtedy przychodzi czas na świadomą zmianę. W pewnym momencie warto stanąć przed lustrem, przyjrzeć się sobie i szczerze odpowiedzieć: „Czy ta konkretna praca jest tą moją wymarzoną? Czy na tyle kocham robić daną rzecz, że chcę ją z zapałem wykonywać każdego dnia?”.
To są bardzo ważne pytania, od odpowiedzi na nie zależy tak wiele…
Pani, kończąc liceum – czyli w momencie, kiedy dokonuje się pierwszego ważnego wyboru zawodowego – już wiedziała, którą drogą podążyć?
Zawsze interesowałam się człowiekiem i jego złożonością, myślałam nawet o studiach psychologicznych. Wybrałam filologię romańską – to były piękne lata – jednak psychologia towarzyszyła mi cały czas, właściwie we wszystkim, co robiłam.
Tak jakoś moje życie zostało pokierowane – chyba Opatrzność nade mną czuwała – że od początku wykorzystywałam różne elementy psychologii w mojej pracy i do dziś czerpię z tej dziedziny zawodowo, pracując jako trener, coach i terapeuta. Zresztą, jak spojrzeć na moje talenty w teście Gallupa, widać wyraźnie, że idealnie wybrałam zawód.
I bardzo się cieszę, że w CLF-ie mogę robić to, co kocham, czyli wspierać przedsiębiorców w odkrywaniu ich prawdziwych zasobów i świadomym ich wykorzystywaniu w praktyce biznesowej. Moją największą radością jest widzieć, jak czerpią z tego korzyści, jak wzrastają. To jest właśnie to, co dodaje mi skrzydeł.
Dodajmy, że w Coraz Lepszej Firmie jest Pani ekspertem rozwoju talentów. Ciekawi mnie, kiedy i jak odkryła Pani swój talent? Talent do tego, by odkrywać talenty innych.
Rozwijanie talentów innych rozpoczęło się, gdy zaczęłam pracować jako HR-manager zespołu szkoleniowego, a wcześniej jako trener wewnętrzny w dużej, międzynarodowej korporacji handlowej. Tam właśnie ujawnił się mój talent do rozwijania ludzi: ich potencjału, siły i świadomości.
Co ciekawe: to jest zresztą mój pierwszy talent w Gallupie, o którym się dowiedziałam, aplikując na stanowisko Eksperta Rozwoju Talentów Przedsiębiorców w CLF-ie.
Dopiero wtedy?! Nie wierzę…
Tak! (śmiech) Chociaż jak teraz o tym myślę… Talent pedagogiczny odziedziczyłam po babci i dziadku, świętej pamięci. Byli nauczycielami z powołania, odbudowywali Polskę po wojnie. Dziadek zbudował pierwszą szkołę podstawową – w małej miejscowości, w województwie małopolskim – której był dyrektorem, dzisiaj jest jej patronem. Babcia była bibliotekarką i uczyła języka polskiego.
Kiedy wybierałam kierunek studiów, mojej mamie zależało na tym, abym ukończyła studia na Uniwersytecie Jagiellońskim, a ja jej tłumaczyłam: „Mamo, ale na Jagiellonce nie nauczą mnie uczyć! A ja chcę uczyć!”– z tego powodu wybrałam studia na Uniwersytecie Pedagogicznym. I na romanistyce rzeczywiście nauczyłam się uczyć, a później francuski wykorzystywałam, szkoląc ludzi w korporacjach.
Do tej pierwszej, Carrefour, trafiłam z polecenia. Pracowałam tam 10 lat, na początku jako trener, później HR Manager i Senior HR Manager. Otwarcia nowych placówek, przejęcia istniejących, fuzje, permanentna rekrutacja na wyższe stanowiska, tworzenie i rozwój ścieżek kariery pracowników – to był mój chleb powszedni. Pomimo ciekawych wyzwań, czułam, że nie robię tego, co naprawdę mnie „woła”. Chciałam przekazywać wiedzę, rozwijać siebie i innych, szkolić ludzi.
Dojrzałam do decyzji o zakończeniu tej współpracy i choć nie było to łatwe, odważyłam się założyć własną działalność gospodarczą. Jak to mówią „gdy zamykają się jedne drzwi, inne się otwierają”, i tak otworzyły się przede mną drzwi Kontekst HR – firmy doradczo-szkoleniowej, gdzie przez pięć lat szlifowałam swój warsztat, już stricte trenerski, pod okiem i we współpracy z doświadczonymi trenerami i coachami, prowadząc szkolenia na terenie całego kraju i wykorzystując moje doświadczenie korporacyjne, które okazało kluczowe w tym, co robiłam.
Gdy teraz o tym myślę, dociera do mnie, że to, co chciałam robić, zawsze samo mnie znajdowało! Jeśli więc mamy w sobie jakiś talent i naprawdę, z całych sił, chcemy go wykorzystać, to on – w odpowiednim czasie – przebije się do świata, pięknie się uaktywni i otworzy właściwe drzwi.
Sam? Mówi się, że szczęściu trzeba jakoś pomóc…
Wiadomo! Osoba, która zachęcała mnie do pracy trenera B2B, wykonała kilka telefonów, bo ja ciągle się wykręcałam: „Jeszcze za mało umiem. Mam za małe doświadczenie”, jakby 10 lat doświadczenia korporacyjnego było niewystarczające… Długo nie czułam się gotowa, wątpiłam w swoje umiejętności.
Gdy jednak w korporacji wskaźniki HR-owe zaczęły być ważniejsze niż sam człowiek, dotarło do mnie, że dłużej już tam nie wytrzymam, bo się uduszę. Byłam w drugiej ciąży, a ponieważ była ona zagrożona, w ostatnich miesiącach musiałam ograniczyć pracę wyjazdową i pozostać w domu. I w tym czasie zaczęłam się poważnie zastanawiać, czy po urodzeniu dziecka chcę wrócić do tej firmy. Nie chciałam. I to tak bardzo, że… odważyłam się rozpocząć własną działalność, w 2008 roku.
Rozpoczęłam mobilną pracę jako trener świadczący usługi szkoleniowe dla branż produkcyjnych i handlowych. Była to praca w małych grupach – do 12 osób lub „training on the job – jeden na jeden”. Okazało się, że po szkoleniach ludzie chętnie zostają ze mną w sali i zadają różne pytania. Nasze rozmowy trwały długo i były tak intensywne…
Teraz widzę, że to wszystko było naturalnym wprowadzeniem do tego, co dziś robię. (uśmiech) Czułam, że coaching daje mi wiele zawodowej satysfakcji, ale też sprawdza się w życiu innych ludzi, dlatego zrobiłam kurs, certyfikację, akredytację… I tak się zaczęło.
A jak znalazła się Pani w zespole specjalistów Coraz Lepszej Firmy?
Tu też musiało być jakieś prowadzenie! Kiedy zaczęła się pandemia, moich klientów na tyle mocno dotknął kryzys, że zrezygnowali z rozwoju swoich ludzi, a niektórzy nawet zaczęli redukować struktury. Zostałam zmuszona, by zawiesić działalność gospodarczą i pierwszy raz w życiu zostałam… osobą bezrobotną. To doświadczenie sprawiło, że dzisiaj o wiele lepiej rozumiem klientów w takim położeniu.
Szukałam pracy, zleceń, szukałam, szukałam i… znów (!) praca znalazła mnie: znajomi z poradni psychologicznej, znając mój sposób pracy z drugim człowiekiem, polecili mnie jako terapeutę. Wspierałam ludzi w trudnym okresie i… czerpałam z tego mnóstwo siły! A dziś jestem wielką pasjonatką nurtu TSR – czyli terapii skoncentrowanej na rozwiązaniach – która opiera swoje założenia m.in. na cudzie. Kiedy ją poznałam, zrozumiałam: „Tak, to jest moja misja!”.
Pracując jako terapeuta, przypadkiem (?) natrafiłam na ogłoszenie CLF-u. „Ktoś napisał je dla mnie! – uśmiechnęłam się. Oni mają wszystko, czego ja potrzebuję! A ja mam wszystko, czego oni wymagają!”. I myśląc: „Mam nadzieję na najlepsze, spodziewam się wszystkiego” – to jest moja dewiza życiowa, którą stosuję, aby nie wpadać w niepoprawny optymizm – wysłałam swoją kandydaturę. A wtedy… zaczęły do mnie pisać koleżanki: „Kasia, to chyba coś dla ciebie, zobacz!”, wysyłając link do Facebooka… CLF-u! Ta praca była najwidoczniej mi pisana. Testy Gallupa i Harrisona to potwierdziły.
Co Pani w nich wyszło? Jeśli mogę zapytać…
W Gallupie na pierwszym miejscu mam rozwijanie innych, a na kolejnych – współzależność, empatię, uczenie się, zbieranie, bliskość, harmonię, optymizm, odpowiedzialność oraz dobrą komunikację. Czyli już po tej pierwszej dziesiątce widać, że jestem w miejscu, gdzie mogę w pełni realizować się zawodowo.
Te cechy to jakby… opis idealnego terapeuty!
Tak! I proszę powiedzieć, czy cuda nie istnieją? Jestem tego żywym przykładem! A w pierwszej piątce Harrisona? 1 – pomoc i uczynność, 2 – altruizm, 3 – ciepło, 4 – empatia, 5 – szczerość. (uśmiech)
Każdego dnia kieruję wdzięczność do nieba za to, że dostałam szansę wykorzystania moich talentów w praktyce. Życzę tego każdemu, bo nie ma nic piękniejszego, niż spełniać się w życiu! Znając swoje predyspozycje i silnie rozwinięte cechy zachowań oraz naturalne zasoby, zwane talentami, możemy świadomie budować naszą ścieżkę zawodową, nasz biznes.
Wtedy otwierają się nowe furtki?
Tak! I to też widać na moim przykładzie. Zawsze byłam pracowita, ale nie wszystko przychodziło mi łatwo, sporo czasu poświęcałam nauce. Odkąd odkryłam, co naprawdę jest moją pasją, wszystko robię w takim tempie, że aż sama się dziwię, że przechodzi mi to tak szybko i z taką łatwością. Tak jakby puzzle same się układały.
Warto więc wyjść ze sfery komfortu! Dziś widzę wyraźnie, że każda działalność prowadziła mnie do tej pracy. Nawet moje studia romanistyczne – bo dzięki nim znalazłam się w korporacji, która otworzyła przede mną drzwi do szkoleń i nauczyła, jak szkolić. Później zaliczyłam francuski MBA – Zarządzanie Gospodarką Europejską. Tam poznałam wspaniałą osobę, z którą pracowałam w jednej grupie, a potem okazało się, że jej mąż jest prezesem firmy, która zaprosiła mnie do współpracy.
Teraz, kiedy o tym opowiadam, pani Ewo, dociera do mnie, że… za każdym razem, kiedy podejmowałam jakąś praktykę zawodową, miałam wątpliwości, czy sobie poradzę. Otoczenie wierzyło we mnie bardziej niż ja w siebie!
A słyszała Pani, że szewc bez butów chodzi? :)
No tak… to jest chyba to. (śmiech) Ale koniec końców przebija się mój wrodzony optymizm i wiara w pozytywną przyszłość. I w to, że mamy w sobie wszystko, żeby realizować swoje marzenia. Niesamowite jest to, że dziś często po sesji z klientem myślę: „Boże, mam dwa razy większą wiarę w to, że sobie świetnie poradzi, niż on sam!”. I tak, jak kiedyś ja otrzymywałam od innych wiarę w moje możliwości, dziś daję ją innym. To jest moja droga.
A jak działa Osobisty Kompas Rozwoju? To jest coaching ukierunkowany na sprawy biznesowe?
Tak, ale nie tylko. W CLF-ie pracuję z ludźmi biznesu, ale Kompas, czyli Indywidualny Program Rozwoju Przedsiębiorcy, postrzega człowieka holistycznie, przez pryzmat jego mocnych stron, ale też wartości, które wyznaje. Jako coach łączę te dwie sfery i szukam w nich spójności, biorąc pod uwagę, jaką ktoś jest osobą i jak chce żyć, według jakich zasad, w jakie talenty i predyspozycje został wyposażony, jakie zachowania udało mu się już wypracować, jakie ma silnie rozwinięte cechy charakteru. To wszystko pomagam mu potem wykorzystać w jego pracy.
A druga rzecz to odpowiedzi na pytania: dlaczego to robi?, jaki jego praktyka ma sens?, co chce przez nią dać światu i sobie? Nie jest to więc praca związana stricte z rozwojem biznesu, ale także siebie w biznesie i na niwie prywatnej. Bo życie to nie tylko praca i biznes.
Trudno te światy rozdzielić.
Ale to możliwe i niezwykle istotne. Ile razy zdarza się tak, że pracujemy od świtu do wieczora, a po pracy w domu nasze głowy wciąż analizują, przetwarzają bez wytchnienia. Nie dajemy sobie przestrzeni na odpoczynek, traktując go jako stratę czasu. I pojawia się frustracja, bo czujemy, że zaniedbujemy inne ważne sfery naszego życia: rodzinną, społeczną i osobistą. Świadomość skutków przytłacza.
Tego też Pani uczy, korzystając z technik coachingowych?
Tak, pochylamy się razem z przedsiębiorcami nad sposobami wychodzenia z takich pułapek. Często mam klientów, dla których bardzo ważną wartością jest czas – czas, którego nie mają. Kiedy pytam: „Co mógłbyś robić, gdybyś miał więcej wolnego czasu?”, pojawia się morze wspaniałych pomysłów, takich jak: bawienie się dziećmi, czytanie, wyjazdy, spotkania z przyjaciółmi. Po prostu życie, zdrowe życie…
A potem zadają mi pytanie: „No, ale kiedy ja mam żyć, skoro cały czas skupiam się na prowadzeniu firmy?”. Pracujemy więc nad tym, żeby talenty i silnie rozwinięte cechy zachowań pomagały im stawać się bardziej efektywnymi w pracy i poza pracą, aby za ich pomocą udało im się zachowywać balans między sferą prywatną a zawodową i by czuli się bardziej spełnieni w życiu.
A kto się do Pani zgłasza? Kompas nie jest terapią, ale… też przyciąga ludzi w kryzysie?
Na terapię rzeczywiście przychodzą ludzie, którzy chcą tak zwanej ulgi, ponieważ mierzą się z jakimś ciężarem, cierpieniem. Natomiast jeżeli chodzi o klientów CLF-owych, to tu mamy klientów, którzy zgłaszają się do Kompasu, aby znaleźć odpowiedni kierunek albo utwierdzić się w tym, że podążają właściwą drogą, wykorzystując dobrze swoje talenty i mocne strony. I nad tym właśnie z nimi pracuję.
Zdarza się oczywiście, że i na Kompas przychodzą przedsiębiorcy, którzy potrzebują zrzucić z siebie ciężar. On może się objawiać na różne sposoby – często jest to impas, wypalenie zawodowe: „doszedłem już do ściany”, albo cierpienie: „niby wszystko mam, a nie jestem szczęśliwy, dlaczego?”. Często też pada pytanie: „Jak to jest, że firma się kręci, wszystko działa w niej super, a ja nie mam czasu na to, by korzystać z pieniędzy, które zarabiam?”, bo zakręcili się w swojej pracy i potrzebują pomocy, by wyjść z tego kołowrotka.
Dzięki sesjom Kompasu można więc ulepszyć nie tylko swoją firmę, ale i życie osobiste?
Dobre pytanie! Często mówię klientom: „Zapytaj sam siebie: czy dzięki temu, że moja firma się rozwija, ja też się rozwijam? Czy dobrze się czuję, prowadząc ten biznes?”. Bo bywa tak, że w firmie dzieje się dobrze, a my wcale nie czujemy się dobrze. Później zastanawiamy się wspólnie: skąd to samopoczucie i jaka potrzeba jest niezaspokojona. Czasami po prostu brakuje sensu albo celu. Czwarta sesja kompasowa polega na poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie: „dlaczego robię to, co robię?”.
Mamy i takich klientów, którzy wchodzą do Kompasu z jasno określonym celem, bo swoich talentów i mocnych cech od dawna są już świadomi. Ogólnie w Kompasie pracujemy na konkretnych celach – na pierwszej sesji klient określa te, które chce osiągnąć, i nimi właśnie kierujemy się w trakcie trwania coachingu. Oczywiście te cele mogą się zmieniać – czasem klient wchodzi do Kompasu z innymi celami, a przez te trzy miesiące pracy realizuje inne. One nawet z sesji na sesję mogą mu się zmienić, bo nagle coś zostanie odkryte, zrozumiane.
Kompas jest tak ułożony, że najwięcej dzieje się właśnie pomiędzy sesjami. I jeśli ktoś naprawdę jest zdeterminowany na sukces, może korzystać z fantastycznych narzędzi. To czas dogłębnej analizy, autorefleksji, zagłębiania się w materiały, które otrzymuje po sesjach. To są piękne spotkania z samym sobą, jak ja je nazywam. A one dają nam przecież najwięcej.
Ale czasem do upragnionego celu musimy dojść okrężną drogą. Jak Pani do coachingu…
Fakt. Pamiętam, że kiedy zaczęłam pracować jako trener, robiłam takie ćwiczenie: prosiłam uczestników, żeby przypomnieli sobie, jakie mieli marzenia w wieku 5, 15 i 20 lat. Które z nich się spełniły, a które nie? I kiedyś grupa mnie spytała: „A u ciebie, Kasia, jak z nimi było?”. A u mnie było tak, że gdy miałam 5 lat, chciałam być panią kioskarką, bo ona siedziała sobie w tym kiosku i była najważniejszą osobą w okolicy – u niej się kupowało gazety, gumę do żucia, napoje… wszystko miała pod ręką. Później marzyłam o tym, by zostać nauczycielką i uczyć, uczyć, uczyć. Gdy dorosłam, chciałam być aktorką, ale mama wybiła mi to z głowy: „Dziecko, musisz mieć zawód, który da ci chleb! No, a wiesz, jak to jest w aktorstwie”. Patrzyłam później tęsknie, jak pan Stuhr kroczył Plantami do PWST, bo w czasie, gdy studiowałam w Krakowie, mieszkałam w bursie dla dziewcząt niedaleko szkoły teatralnej.
Po tym moim wyznaniu, jeden chłopak powiedział tak: „Kasia, ale ty te wszystkie marzenia już zrealizowałaś! Zobacz, pracowałaś w Carrefourze – czyli w takim dużym kiosku (uśmiech). Uczysz cały czas, nas też, wykorzystujesz więc ten talent. A trenerstwo jest trochę związane z aktorstwem.
A sala szkoleniowa jest sceną.
Oj tak! Zgadzam się więc z tym, że jesteśmy prowadzeni przez jakąś siłę wyższą. Pamiętam, że kiedy zrobiłam kursy terapeutyczne, spotkałam na mojej drodze fantastyczną osobę, która mi powiedziała: „Kasia, ja jestem przekonana o tym, że każdy ma swój wewnętrzny GPS. I co byś nie robiła, on i tak doprowadzi cię tam, gdzie masz być”.
Myślę, że powinniśmy bardziej ufać sobie, wsłuchać się w ten nasz GPS. I poczuć, czy to, co robimy, daje nam frajdę, czy nie. Nie wszystko odkryjemy sami, wiadomo. Akurat na Kompasie szukamy głębiej: dlaczego coś nie idzie? Może to nie dla ciebie? A może nie idzie ci dlatego, że… w danej chwili ma nie iść?
Zdarza się, że sami blokujemy przepływ dobrej energii?
Oczywiście – i w czasie sesji ludzie sami do tego dochodzą! Coaching jest taką latarką, która rzuca im światło na wiele spraw. Na sesjach nie ma wiedzy objawionej: „zrób to i to”, „O, tak będzie najlepiej!” – takie wskazówki klient może otrzymać, pracując z doradcą biznesowym w CLF-ie, a coaching jest bardziej refleksją nad życiem i pracą. Jak jest teraz? Jak bym chciał, żeby było w przyszłości? I co mogę zrobić, jak budować mój biznes, wykorzystując wszystkie moje talenty dla dobra własnego i innych?.
To światło bywa też zielone. U Pani włączyło się w kryzysie. I zmieniło bieg Pani kariery.
Tak, zaczęłam wtedy pracować jako terapeuta. I to online! Jestem mało techniczna, więc gdy usłyszałam, że nie będę spotykać się z klientami tête-à-tête w sali wykładowej albo gabinecie, tylko wirtualnie, załamałam się: „Co to będzie za coaching? Bez sensu!”. Ale już po pierwszej sesji te obawy zniknęły.
A dziś? Uwielbiam pracować zdalnie! I wiem, że taka forma terapii w ogóle nie traci na wartości. Ale rzeczywiście było tak – jak pani zauważyła – że kryzys i czas pandemii, kiedy to straciłam pracę, dał mi szansę przemiany i… odkrycia talentów. Wcześniej nie pomyślałam nawet, że mogę się zajmować terapią. I tu znów nie ja, tylko moje anioły – wierzące we mnie bardziej niż ja sama – mówiły: „Ależ tak! Możesz!”.
A później pojawił się CLF i dał mi pracę marzeń.
Nawiązuję do kryzysu, bo jawi się nam jako totalne zło – a może jest dla naszego dobra?
Nie mam żadnych wątpliwości, że nasza największa siła pochodzi właśnie z tych trudności, które pokonujemy w życiu, z kryzysowych sytuacji, z którymi musieliśmy się sam na sam zmierzyć. Po nich zawsze przychodzi refleksja: „Matko, ja to zrobiłam/zrobiłem? Naprawdę?!”. Tak, zrobiłaś/zrobiłeś to! Ile razy mówiłam klientom: „Patrz, z takich trudnych doświadczeń wyszedłeś cało! Czyli masz w sobie wielką siłę!”.
Poszukiwanie swojego „dlaczego”, które realizujemy w czasie Osobistego Kompasu Rozwoju, sięga właśnie do tych trudów, które klient pokonał w przeszłości, ale też do blasków, do dokonań, z których jest dziś dumny. Bo jak człowiek zaczyna myśleć, ile już w życiu przeszedł – jak ja teraz, w rozmowie z panią – widzi, że niejeden kryzys już zwyciężył i… przeżył. Umocnił się.
Podobnie pracuję z moimi klientami – chcę, aby sobie uświadomili, jacy są wspaniali i silni. Bo są! Kompas daje im możliwość dotknięcia samych siebie z takim właśnie zachwytem.
Trzecią sesja zwana jest feedbackową i w niej o talentach moich klientów mówią ludzie, którzy z nimi pracują, przyjaźnią się, mieszkają. Często klienci, czytając wypowiedzi swoich respondentów, nie mogą się nadziwić: „Naprawdę taki jestem?!”, aż w końcu zaczynają wierzyć w tę prawdę o sobie. Wtedy często pojawiają się łzy. Ta trzecia sesja jest mocno emotywna, podobnie jak czwarta, kiedy mówimy o szukaniu siły w trudnych momentach w przeszłości.
To są przełomowe spotkania?
Tak, bywa, że całkowicie zmieniają optykę. Po nich mamy piątą sesję – pogłębienie wartości i uświadomienie sobie tego, gdzie jestem dzisiaj i czy naprawdę żyję życiem, którym chcę żyć.
„Albo niszczymy się w życiu, albo siebie wzmacniamy, w obu przypadkach wysiłek jest taki sam”, cytuje Pani na swojej stronie słowa Carlosa Castaneda. Dają do myślenia…
Tak. Zupełnie się z tym zgadzam.
Klienci przychodzą na pierwszą sesję – Harrisona – i zastanawiają się: „Co jeszcze jest u mnie słabo rozwinięte, co nie działa? A gdyby tak odwrócić perspektywę i skupić się oraz naprawdę docenić to, co już jest świetnie rozwinięte? Pytam więc: „A co by było, gdybyś zaczął myśleć: »Jak wspaniale, że tyle mam«, i wykorzystał te talenty w codziennej praktyce?”.
Ktoś mi mówi: „Jestem strasznie chaotyczny i niezorganizowany”. I idzie przez życie z takim właśnie przekonaniem. Jak może być zorganizowany, skoro tak mocno uwierzył, że nie jest? A przecież może sobie pomóc! Jak? Choćby zatrudniając osobę, która ma silnie rozwinięte te cechy, dzięki którym zapobiegnie różnym trudnym sytuacjom w jego przedsiębiorstwie albo pomoże mu ogarnąć to, co nie działa.
Inny przykład – wielu ludzi ma wysoko rozwiniętego maksymalistę – jeden z talentów Gallupa – wszystko chcą robić tak, by było dopięte na ostatni guzik, idealne. I na sesjach z wyrzutem sumienia mówią: „tego jeszcze nie umiem”, „nad tym muszę popracować. Cały czas skupiają się na swoich brakach. Pytam wtedy: „Czy naprawdę musisz być perfekcyjny?. Nie! Nikt z nas nie musi wszystkiego robić idealnie ani – co ważniejsze – sam! Zaproś do pracy osoby, które mają predyspozycje do tego, żeby pociągnąć z tobą twój wózek”. W odpowiedzi słyszę: „Ok, ale gdzie miałbym ich znaleźć?”, a konkluzja to: „Nie ma ludzi, którzy chcą pracować”.
Sesje Kompasu polegają więc również na pracy nad obalaniem tych przekonań, które nas osłabiają.
Gdy ktoś do Pani trafi, wychodzi z Kompasu jako nowy lepszy człowiek, z lepszą firmą!
Trafiają do mnie wspaniałe osoby – wychodzą z nową perspektywą, która pozwala im stawać się coraz szczęśliwszą i bardziej spełnioną wersją siebie. To zresztą też jest częsta refleksja ludzi po zakończonym programie: „Wcale nie jest tak źle, jak myślałem. Jest nawet bardzo dobrze! Tyle mam, tyle osiągnąłem! Czego jeszcze chcieć od życia?”. To prawda! Trzeba cieszyć się z tego, co mamy, i dzielić się tym z innymi. Żyć, po prostu żyć.
A jak Pani odreagowuje swoją pracę terapeutyczną? Przecież te sesje z klientami, które wydobywają paletę różnych ich emocji, są mocno obciążające dla Pani jako trenera…
Korzystam z moich „wysp szczęścia”. (uśmiech) Kocham las, niesamowicie mnie koi, dlatego raz w tygodniu – czy śnieg, czy chłód – wyjście na długą, półtoragodzinną przechadzkę, to po prostu must have. Mam męża leśnika, który jest wspaniałym człowiekiem, i on najczęściej wyciąga mnie z domu: „Kasia, spacer jest konieczny!”.
No i codziennie chodzimy po okolicy z naszym pieskiem. Bardzo lubię też spędzać czas samotnie, ponieważ ważne jest dla mnie wychodzenie ze sfery myśli: medytacja, modlitwa. Momenty, kiedy jestem sama ze sobą i z tą Najwyższą Opatrznością, dają mi bardzo dużo siły i spokoju. Wtedy czuję, że nie jestem sama ze swoimi lękami i trudnościami ani z tymi, z którymi przychodzą do mnie moi podopieczni.
Co jeszcze skutecznie resetuje Pani głowę? Teatr? Skoro chciała Pani być aktorką…
Tak, sztuka cały czas jest obecna w moim życiu. Odkąd przeprowadziłam się na Kaszuby, rzadziej bywam teatrze, ale bywam, na koncertach także – tu moja siostra dba o mój rozwój (zawodowo zajmuje się muzyką poważną, też Ewa). I przyznam się tu, pani Ewo, że to jest jedno z moich postanowień: dawać sobie więcej przestrzeni na takie wyjścia.
Musiałam trochę nadrobić czas z rodziną, zresztą wciąż napawam się tym, że mogę pracować zdalnie, bo przez 10 lat byłam ciągle poza domem. Mój tata ma dziś 83 lata – cieszę się każdym dniem, który z nim spędzam. Gdy jeździłam na szkolenia, zawsze czułam niepokój o bliskich.
Czyli – jak pani zauważyła – kryzys, który przyszedł w pandemii, stał się dla mnie szansą na wielką przemianę. Dobrą przemianę. Wiadomo, tęsknię za tym, by wyskoczyć na fajny spektakl, koncert… O, już niedługo wybieramy się z rodziną do Gdańska na wystawę multimedialną dzieł Van Gogha! Nie mogę się doczekać.
Życzę pięknych doznań! I dziękuję za tę inspirującą do zmiany życia na lepsze rozmowę.
Rozmawiała Ewa Anna Baryłkiewicz
Recepta na NIEROZPRASZALNOŚĆ
dzięki której odzyskasz kontrolę
nad czasem i uwagą
Nie strać swojej szansy i zyskaj:
- 8 sprawdzonych sposobów na nieziemsko produktywną pracę,
- instrukcję panowania nad uwagą,
- zestaw niezawodnych rozwiązań na efektywną organizację pracy stosowany przez miliarderów.
Mogę cofnąć zgodę w każdej chwili. Dane będą przetwarzane do czasu cofnięcia zgody.
Ewa Anna Baryłkiewicz
Dziennikarka, redaktorka, autorka wielu tekstów i wywiadów, głównie z ludźmi kultury i największymi gwiazdami polskiego show-biznesu. Pracowała w wydawnictwach Bauer, Edipresse, ZPR Media, m.in. w Super Expressie, miesięczniku Zdrowie, Na Żywo, Dobrym Czasie. Publikowała w magazynach: Villa, Czas na wnętrze, Holistic Health, Olive, Sekrety Urody, Życie na gorąco, Poradnik Domowy, NAJ i wielu innych tytułach prasowych i internetowych. Przez ostatnie lata była freelancerką. Jest autorką dwóch autobiografii: W chmurach. Taniec, moje życie, o pasji i drodze zawodowej tancerza Stefano Terrazzino, oraz Urszula, powstałej we współpracy z wokalistką Urszulą Kasprzak. I powoli zaczyna pisać trzecią książkę...